Podczas czerwcowych upałów nie miałam zbyt wielu możliwości testowania nowych produktów. Sięgałam więc po to, co lubię najbardziej i właśnie dlatego wśród ulubieńców znalazły się kosmetyki, które znam i uwielbiam. Jeżeli jesteście ciekawe co jeszcze znalazło się wśród moich ulubieńców czerwca, to zapraszam na post!
Ulubieńcy czerwca 2019
Nie rozumiem jakim cudem mamy za sobą już połowę roku! Z jednej strony cieszę się, że 2019 rok leci mi tak szybko, bo nie mogę doczekać się przeprowadzki, ale z drugiej strony wolałabym, żeby czas nie zapierdzielał. Czerwcowe upały nie zachęcały do wykonywania makijażu, a latem moja pielęgnacja sprowadza się do minimum. Dlatego wśród moich ulubieńców kosmetycznych czerwca znajduje się jedynie pięć kosmetyków. Cztery makijażowe, jeden pielęgnacyjny i to właśnie od niego sobie zaczniemy.
ZOBACZ: ULUBIEŃCY KOSMETYCZNI MAJA 2019
CLOCHEE, SERUM SILNIE NAWILŻAJĄCE
Wiem, że pewnie jestem nudna, ale skoro jakiś produkt genialnie mi się sprawdza, to czemu mam Wam o nim nie opowiadać? Serum silnie nawilżające z Clochee już na blogu się pojawiło i myślę, że jeszcze nie raz się pojawi. Dlaczego? Bo to genialny kosmetyk – nie bez powodu pojawił się w hitach pielęgnacji 2018. Jest ultra lekki, a jednocześnie mega nawilżający. Serum ma konsystencję lekkiego żelu, który niesamowicie szybko się wchłania, nie pozostawia lepkiej warstwy, a skóra po jego zastosowaniu jest przyjemnie miękka. Dzięki zawartości wielkocząsteczkowego i małocząsteczkowego kwas hialuronowego wnika w głębokie warstwy skóry mocno ją nawilżając. Naprawdę nie mogę narzekać teraz na stan mojej cery. Poza tym jego lekkość idealnie sprawdza się na upały. Po wykończeniu produktu z Indeed Labs z chęcią sięgnęłam po kolejne opakowanie serum z mojej ukochanej szczecińskiej marki. Więcej o samej marce przeczytacie TUTAJ, a ja mogę Was jednie zachęcić do tego, żebyście zainteresowały się tym serum.
GOLDEN ROSE, NUDE LOOK PEARL BAKED EYESHADOW, 01 IVORY
W nowej kolekcji Nude Look od Golden Rose jest kilka produktów, które od razu wpadło mi w oko. Jednym z nich, który używam najczęściej od kiedy kolekcja znalazła się w moich rękach, jest wypiekany cień Pearl Baked Eyeshadow w kolorze 01 Ivory. Ma taki szampański, lekko różowy/kremowy odcień. Doskonale wygląda solo na powiece lub z odrobiną bronzera w załamaniu. Nie błyszczy jakoś przesadnie, ale naturalnie rozświetla i ładnie wygląda na całej powiece lub w roli rozświetlacza! To fajna opcja na wyjazd, jeżeli nie chcecie brać ze sobą wielu produktów.
NABLA COSMETICS, SECRET PALETTE
Jestem dużą fanką cieni Nabla. Uważam, że mimo mocnej pigmentacji, która bywa problematyczna, dobrze się nimi pracuje. Cienie zacnie się blendują, można tworzyć płynne przejścia między kolorami, nie robią plam, a kolorystyka tej palety jest naprawdę fajnie przemyślana. Nabla Secret Palette jest stosunkowo uniwersalna, a kolory na tyle neutralne, że powinny pasować do każdego typu urody. Nie jestem może fanką turkusów, ale nie mogę odmówić im jakości. Poza tym – od czasu do czasu można sobie zaszaleć! Bardzo lubię tę paletę i to właśnie po nią sięgałam najczęściej w czerwcu, bo daje mnóstwo możliwości. Zresztą szykuję dla Was kolejny post o 3 makijażach dziennych jedną paletką i właśnie Secret będzie sprawcą całego zamieszania.
NABLA COSMETICS, MAJOR PLEASURE
Lubię ładnie wyczesane, podkręcone i wydłużone rzęsy. Właśnie taki efekt daje mi maskara Nabla Major Pleasure. Dowodem na to, że naprawdę ją lubię jest fakt, że już drugi raz pojawia się w ulubieńcach. Świetnie wydłuża i podkręca rzęsy, delikatnie je pogrubia i naturalnie zagęszcza. Nie skleja ich, jak często robią to tusze pogrubiające. Nie jest to produkt idealny, bo zaczęła mi się trochę osypywać, ale efekt jaki daje na rzęsach całkowicie mi to rekompensuje. Już od jakiegoś czasu szykuję dla Was jej recenzję, więc mam nadzieję, że niebawem się pojawi.
ZOBACZ: KOBO Rose Brown Palette
KOBO, MATTE COVER FOUNDATION WITH ARGAN OIL
Muszę Wam powiedzieć, że Kobo naprawdę coraz częściej mnie zaskakuje! Jakość kosmetyków tej marki rośnie z miesiąca na miesiąc, a kolejnym dowodem rozwoju jest nowy podkład Matte Cover. Jestem pod ogromnym wrażeniem lekkości połączonej ze świetnym kryciem. Początkowo jest średnie, a dokładając cienką warstwę jesteśmy w stanie zakryć wszystkie niespodzianki nie uzyskując ciężkiego efektu. Nie ma co prawda do końca matującego wykończenia, ale faktycznie całkiem nieźle blokuje wydzielanie sebum. Ma dość rzadką konsystencję dlatego tak bardzo zaskoczyło mnie jego świetne krycie. Lubię go głównie za lekkość, fajne krycie i fakt, że przy codziennym użytkowaniu mnie nie zapchał. Podoba mi się też jego matowa, szklana butelka – wygląda bardzo elegancko. Aktualnie dostępne są tylko cztery kolory, ale mam nadzieję, że pojawi się więcej.
Pochwalcie się swoimi ulubieńcami w komentarzach!