Pora na kolejną recenzję palety cieni i dziś znów propozycja z półki drogeryjnej. Byłyście ciekawe jakie jest moje zdanie o palecie KOBO Professional Rose Brown, więc pora się nim podzielić. Myślę, że wiele z Was zauważyło jak marka KOBO intensywnie się rozwija, nie sposób nie zwrócić na to uwagi. W dużej mierze jest to zasługa Daniela Sobieśniewskiego, który stoi za większością nowych produktów wypuszczonych przez markę. Dziś porozmawiamy sobie o palecie KOBO Rose Brown, więc jeżeli zastanawiacie się nad zakupem – zapraszam na post.
Zobacz: Bronzer na każdą kieszeń | KOBO Nubian Desert
KOBO Professional Rose Brown
Kilka miesięcy temu marka KOBO Professional wprowadziła na rynek gotowe palety cieni. Pamiętam, że pojawiło się kilka wariantów palet z dziewięcioma i dziesięcioma cieniami. Dość długo opierałam się przed zakupem, bo to był czas, w którym uznałam, że mam zdecydowanie za dużo palet. Ale chyba wszyscy mogli się spodziewać, że w końcu ulegnę. Do tego typu kosmetyków nie mam zbyt silnej woli, więc w końcu się poddałam. W końcu serce nie sługa!
Skusiłam się na wersję Rose Brown, bo kolory wydawały mi się świetne do moich zielonych oczu. Za paletę zapłaciłam 59,90zł w drogerii Natura, bo po co korzystać z promocji, skoro można kupić produkty w pełnej cenie? KOBO Rose Brown zamknięta jest w ładnym, kartonowym opakowaniu, które jest całkiem porządne. Minimalistyczny design mi się podoba i uważam, że genialnym pomysłem było przygotowanie jej w taki sposób, aby można było wymieniać cienie. Bardzo mi się to podoba! Gdyby jakiś cień nam nie pasował albo chciałybyśmy coś podmienić – nic nie stoi na przeszkodzie. Bez problemu można sobie stworzyć paletę idealną.
Pigmentacja i kolory
KOBO Rose Brown, to paleta monochromatyczna. Cienie zachowane są w podobnej gamie kolorystycznej i w bardzo zbliżonej tonacji. Jeżeli oczekujecie dużego rozmachu kolorystycznego – polecam sięgnąć po coś innego. Właściwie wyjątkiem jest jeden ciepły brąz (14), bo cała reszta jest raczej chłodna. Mamy tutaj brudne róże, chłodne brązy i bordo z lekko różowym podbiciem. Z jednej strony bardzo podoba mi się taka kompozycja, ale z drugiej paleta nie daje tylu możliwości ile bym chciała. Kolory w tej palecie są jakby wyblakłe, lekko przybrudzone i obstawiam, że taki był zamysł. Brakuje mi tutaj jednak odrobiny intensywności, ale nie zmienia to faktu, że odcienie są śliczne!
Cienie mają średnią pigmentację, ale nie określiłabym tego jako wady. Dlaczego? Bo ich formuła pozwala na wzmacnianie koloru i cienie dobrze się do siebie kleją. Są aksamitne, dość miękkie i mocno pylą podczas aplikacji na pędzel, ale dobrze czepiają się włosia. Zauważyłam jedynie, że te jasne odcienie lubią zlewać się w jeden i ciężko jest uzyskać płynne, kolorystyczne przejścia między nimi. Natomiast w łączeniu ich z ciemniejszymi kolorami nie ma problemu. Używałam palety z produktami innych marek i nie było żadnego problemu, dobrze współgrają z różnymi formułami i łączą się bez problemu.
Zobacz: 9 sposobów na osypywanie cieni
Użytkowanie i makijaż
Właściwie nie mogę się przyczepić do tego, że tymi cieniami źle się pracuje, bo musiałabym skłamać. Jesteśmy w stanie osiągnąć nim naprawdę bardzo przyjemną chmurkę koloru, nie zauważyłam, żeby robiły plamy podczas rozcierania, choć ciemny brąz jest dość suchy. Cienie nakładałam zawsze na bazę w postaci przypudrowanego korektora (Maybelline, tarte, Makeup Revolution) i nie mam zastrzeżeń do trwałości. Nie tracą koloru, nie osypują się w ciągu dnia i nie zauważyłam żeby wchodziły w załamania.
Moim zdaniem przy użyciu tylko i wyłącznie palety KOBO Rose Brown, nie będziemy w stanie uzyskać mocnego, ciemnego makijażu wieczorowego. Przyda nam się do tego czarna kredka (jak w pierwszym makijażu) lub czarny cień. Jeżeli jednak lubicie konkretnie podkreślone oko, ale lżej niż na wieczór – nic nie stoi na przeszkodzie. Brązy z palety Rose Brown spokojnie wystarczą. Ponadto paleta można wykonać fajne makijaże dzienne, które będą pięknie podkreślać przede wszystkim zieloną tęczówkę. Poniżej posyłam Wam dwa zdjęcia makijaży. Pierwsze zrobione w sztucznym świetle, a drugie w świetle dziennym.
KOBO Rose Brown – czy warto ją kupić?
Jakość cieni jest fajna, w większości przypadków mają średnią pigmentację w stronę mocnej, którą bez problemu można intensyfikować. Blendują się bardzo dobrze, nie robią plam, płynnie się łączą i są trwałe. Zastosowanie tak zbliżonych do siebie odcieni, trochę ogranicza naszą kreatywność, ale od czego są inne palety lub pojedyncze cienie? No i w końcu opakowanie umożliwia podmianę kolorów, co dla mnie jest strzałem w dziesiątkę. Uważam, że za 59,90zł otrzymujemy fajnej jakości cienie, które powinny zadowolić przeciętną Kowalską, ale ja osobiście sięgam po nią dość rzadko. Brakuje mi w niej tego czegoś i jest po prostu trochę nudna. Jeżeli jednak podmieniłabym w niej jakieś dwa, trzy cienie mogłyby być z tego coś ekstra. To bardzo fajna paleta do uzupełnienia kolekcji, wzbogacenia gamy kolorów już posiadanych.
Co Waszym zdaniem powinna mieć każda dobra paleta?