Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy

Paletka Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy, zrobiła w sieci sporo zamieszania. Ja moją paletę kupiłam w dniu premiery, choć kompletnie tego nie planowałam. To, co dzieje się wokół tej palety i to jak niektórzy odnoszą się do jej recenzji, zakrawa trochę na żart. Osobiście starałam się nie oglądać filmików i nie czytać postów dotyczących tej palety, żeby uniknąć sugerowania się opiniami innych. Niestety jest o niej tak głośno, że nie udało mi się całkowicie tego ominąć, ale możecie być pewne, że moja recenzja będzie całkowicie szczera. Nie mam zamiaru owijać w bawełnę, być wredna, czy mydlić Wam oczu, nie mam też zamiaru wchodzić nikomu w tyłek żeby się przypodobać, po prostu powiem co, myślę. Zawsze jestem szczera, więc i tym razem tak będzie! Jeżeli chcecie się dowiedzieć, jakie jest moje zdanie na temat paletki Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy po kilku tygodniach użytkowania, a nie po zaledwie dwóch makijażach – zapraszam na post!

paleta Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy

Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy

Chcę jeszcze powiedzieć kilka słów zanim przejdę do recenzji palety. Jestem osobą, która wspiera i kibicuje naszym polskim twórcom z sieci. Mam książki Red Lipstick Monster, Jasona Hunta, kupuję cienie Hani, pędzle Maxi, rzęsy Sminko czy produkty, które polecają moje ulubione YouTuberki czy blogerki. Wspieram rodzimych twórców, bo po prostu to lubię i jeżeli mnie na to stać – czemu nie? Nie zaglądam nikomu do portfela, nie oceniam czy się sprzedał, czy zarabia na tym co robi. Ba! Kibicuję im i popieram zarabianie na swojej pasji, tym bardziej, że sama to robię.

Maxineczkę oglądam prawie od samego początku. Razem z nią malowałam się na niejedno wyjście, śmiałam się razem z nią z jej wpadek i śledziłam to, jak niesamowicie się rozwija. Miałam nawet okazję poznać Asię osobiście, byłam na jej szkoleniu i kilku wspólnych eventach. Szanuję ją, doceniam jej pracę i dorobek, liczę się z jej opiniami i często moje konto świeci pustkami, właśnie przez nią. Kupuję produkty z jej polecenia, choć nie zawsze się u mnie sprawdzają i mam całkiem sporą kolekcję pędzli M brush. Asię postrzegam jako profesjonalistkę, kojarzę ją raczej z produktami wysokopółkowymi, a wypuszczone przez nią pędzle są klasą samą w sobie. Również z półki premium. Mówię o tym, żeby dać Wam pogląd na to jak postrzegam Maxi w sieci, chcę Wam uświadomić, że kojarzy mi się z droższymi kosmetykami i doskonałą jakością produktów, której potwierdzeniem są wypuszczone przez nią pędzle. Skoro tę kwestię mamy już zamkniętą, zajmijmy się paletką Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy.

Zobacz: Bobbi Brown Extra Eye Repair Cream – czy warto wydać na niego 300zł?

Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy blog Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy opinie

Opakowanie

Paletka Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy jako jedyna wśród produktów Makeup Revolution jest wykonana z kartonu. Co do jakości opakowania nie mogę się przyczepić. Karton jest solidny, magnes naprawdę mocny, a lusterko całkiem w porządku. Mam tylko wrażenie, że sam układ produktów był mocno inspirowany paletą Tarte, Swamp Queen Eye and Cheek Palette. Nie ma w tym jednak nic zaskakującego, bo Makeup Revolution słynie z intensywnych inspiracji. Maxineczka opowiadała w swoim filmie, że paleta została stworzona z myślą o podróżowaniu i nie bez powodu nazywa się „Travel-friendly Makeup Palette”.

Kolory

Cienie do oczu

Paleta Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy podzielona jest na dwie sekcje: do makijażu twarzy i oczu (thank you capitain obvious!). 9 cieni skomponowanych jest w taki sposób, aby stworzyć kompletny makijaż dzienny lub wieczorowy. Duży plus za to, że w palecie jest matowy beż i czerń, które dają sporo możliwości. Dobór odcieni na pierwszy rzut oka mi się nie podobał, ale po dłuższym użytkowaniu stwierdzam, że jest całkiem dobrze przemyślany. Mamy tutaj zarówno cienie transferowe (np. Ash czy Brick), foliowe (Crystal i Copper) no i słynny już duochrome Orchid.

Produkty do twarzy

Jak w przypadku cieni do oczu jestem usatysfakcjonowana kolorami, tak jeżeli chodzi o produkty do twarzy jestem mocno rozczarowana. Bronzer na moich policzkach wygląda bardzo pomarańczowo, a takiego efektu nie lubię. Róż wpada mocno w ceglaste tony i nadaje się jedynie na załamanie powieki, a rozświetlacz byłby fajny, gdyby faktycznie był rozświetlaczem. Nie wiem czemu Asia zdecydowała się na tak słaby rozświetlacz, skoro sama niejednokrotnie podkreślała, że lubi mocny, intensywny blask. Zdaję sobie sprawę, że na co dzień część z nas woli lekki połysk, ale ustalmy sobie coś. Mocnym rozświetlaczem zawsze można zrobić lekki efekt nakładając małą ilość produktu, natomiast aplikując więcej możemy uzyskać mocne rozświetlenie. Niestety Pure Glow nie da się uzyskać mocnego efektu, nawet aplikując go na mokro czy w kilku warstwach, więc obok pure glow, to on nawet nie stał. Jako wizażystka z doświadczeniem uważam, że to trio jest po prostu mało praktyczne. Znacznie lepiej sprawdziłby się neutralny bronzer, róż w stylu Bumpy Ride i rozświetlacz podobny do tego z Wibo czy Lovely. Wtedy ta część palety byłaby bardziej użytkowa.

Pigmentacja

Poniżej przygotowałam dla Was swatche wszystkich produktów. Nie wiem po co było asekurowanie się tym, że kiepsko się swatchują. Swatchują się normalnie, wszystko nałożyłam palcem, bezpośrednio na skórę bez stosowania żadnej bazy. Cienie mają różną pigmentację w zależności od koloru i różnie się zachowują podczas blendowania.

  • Canvas ma średni pigment, ale w przypadku takiego cienia, to akurat plus.
  • Ash jak na cień transferowy jest ok, średni pigment, który można wzmacniać, to bardzo chłodny kolor.
  • Brick świetna pigmentacja, dobrze się blenduje i nie traci koloru, to chyba jeden z lepszych cieni w całej palecie.
  • Crystal ma dobrą pigmentację nałożony palcem, pędzelkiem średnio sobie radzi.
  • Cooper, to mój ulubieniec z całej palety, foliowy cień ze świetną pigmentacją – najlepiej nakładać go palcem.
  • Petal, największe rozczarowanie – niby pigmentacja ok, ale bardzo znika podczas blendowania.
  • Orchid zaaplikowany palcem będzie ledwo widoczny, pędzelkiem nie daje rady. Jedyna opcja to nakładanie na bazę pod brokat lub mokry korektor palcem albo aplikatorem, inaczej nie będziemy w stanie wydobyć jego uroku.
  • Smoke ma średnią pigmentację, która znika w trakcie blendowania, ale dokładając możemy wzmocnić efekt.
  • Night to bardzo sucha czerń, ale ma mocny pigment, który można budować.

Jeżeli chodzi o produkty do twarzy, to pigmentacji również jest w porządku. Wszystkie trzy pudry mają średnią pigmentację, którą można intensyfikować. Najlepiej napigmentowany jest róż, który doskonale sprawdza się w roli cienia transferowego.Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy gdzie kupić

Praca z cieniami

Paletę testowałam pod względem użytkowości i łatwości pracy z cieniami. Niestety część cieni przez utratę pigmentacji w trakcie rozcierania wymaga trochę więcej pracy niż np. cienie z Nabli. Każdy kolor trzeba dokładać i to dość często aby uzyskać mocny efekt i intensywny kolor. Z cieniami Smoke i Night trzeba uważać, bo ze względu na swoją suchość mogą robić plamy, ale to kwestia wprawy. Poza tym jesteśmy w stanie uzyskać nimi fajną mgiełkę koloru, cienie nie stapiają się w jedną plamę, a ich intensywność można budować, co zdecydowanie przemawia na korzyść. Poza tym zwracam Waszą uwagę, że cienie się osypują, ale nie ma w tym nic zaskakującego.

Choć Orchid, to przepiękny, nieoczywisty kolor, to bardzo trudno się z nim pracuje. Tzn. ja nie miałam z nim większych problemów, bo po prostu wiem jak to zrobić. Aby wydobyć z niego ten piękny, mieniący się na niebiesko fiolet trzeba nałożyć go na bazę pod brokat (np. NYX lub Too Faced) ewentualnie na bardzo mokry korektor. Najlepiej za pomocą aplikatora do cieni (takiej gąbeczki) lub palcem. Inaczej daje bardzo słaby, ledwo zauważalny efekt. Ale wydaje mi się, że ktoś kto kupił paletę chce jej używać za pomocą produktów, które posiada. Niekoniecznie musi mieć ochotę pod JEDEN cień kupować bazę. Troszkę szkoda. Dla mnie to nie jest problem, ale wiem, że gdyby tę paletkę kupiła amatorka i oczekiwała efektu wow bezpośrednio po aplikacji na powiekę (nawet palcem), mocno się rozczaruje. W przypadku Crystal czy Copper sam palec wystarczy, aby uzyskać fajny efekt. Do pozostałych cieni nie mam raczej zastrzeżeń, pracuje się z nimi po prostu standardowo.

Zobacz: 9 sposobów na osypywanie cieni

Bronzer, róż i rozświetlacz

Pigmentacja tych produktów jest naprawdę dobra, ale znika w trakcie blendowana. Pozwala osiągnąć zadowalający efekt (o ile ktoś lubi pomarańczkę na policzkach), jeżeli dołożymy kilka warstw. Poza tym dobrze się rozcierają i blendują bez problemu. Nie zauważyłabym aby którykolwiek z produktów robił u mnie plamy lub nie chciał się rozcierać. Niestety z trwałością jest gorzej, nie wiem czemu bronzer i róż trzymały się na moich policzkach tak słabo. Bronzer w ciągu dnia zniknął ze skroni, a na policzkach jakby zbladł i to za każdym razem, gdy go używałam. Może mnie nie lubi? O rozświetlaczu powiem tylko, że daje ledwo zauważalny blask i ma kolor, przez co robi w miejscach nałożenia efekt cienia. Poniżej możecie zobaczyć całe trio na policzkach, a to ledwo widoczne rozświetlenie, to jakieś 4-5 warstw napakowane mokrym pędzelkiem, a i tak ledwo to było na żywo widać. Całość prezentuje się całkiem ładnie, ale kolorystycznie, to kompletnie nie moja bajka. Przygotowałam też porównanie bronzera Grand Tan do 6 popularnych bronzerów.

Zobacz: Konturowanie okrągłej twarzy | kilka przydatnych wskazówek

Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy hebe

Beauty Legacy the grand tan bronzer porównanie

Jakość

Hmmm… Powiem szczerze, że do ostatniej chwili nie wiedziałam, co napisać w tym akapicie i nie będę ukrywać, że jestem trochę rozczarowana. Dlaczego? Bo Maxineczka postawiła poprzeczkę bardzo wysoko. Podpisując się pod paletą Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy oczekiwałam, że będą to znacznie lepsze cienie, niż te które znajdziemy w innych paletkach Makeup Revolution. Mam wrażenie, że faktycznie minimalnie się różnią od tych, które zazwyczaj są dostępne w paletach MUR, ale nie jest to nic zaskakującego. Choć z drugiej strony, nie można się było spodziewać efektu WOW w palecie za 50zł. Natomiast jeżeli chodzi o trwałość cieni, to rewelacyjna. Nie zauważyłam aby cokolwiek się rolowało, zbierało nadmiernie w załamaniach czy traciło na intensywności. Tutaj ogromny plus, bo nie każde cienie to potrafią. Niezależnie od tego jakiej użyłam bazy, makijaż oczu trzymał się bez zmian nawet przez 14h. Nie jestem co prawda fanką trio do twarzy, ale pracowało się z nimi dobrze, choć niestety trwałość nieco kuleje i nie do końca rozumiem dlaczego, skoro cienie spisują się nieźle.

Oglądając Maxi od wielu lat, obserwując jej rozwój, to co sobą reprezentuje i jakość produktów pod którymi się podpisała (tu uczepię się tych pędzli) oczekiwałam czegoś więcej. Paletka Makeup Revolution po prostu mi do niej nie pasuje. Gdyby to była Nabla, Senna albo Too Faced, to już bardziej.

Makijaże paletką Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy

makijaż Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy makijaż paletką Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy makijaż paletką Beauty Legacy

U kogo ta paleta się sprawdzi?

Na pewno u osób, które nie kombinują za bardzo z makijażem, ale mają już jakieś doświadczenie. Dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z makijażem, ze względu na wymienione powyżej wady, praca z nią może być nieco frustrująca. Do osiągnięcia mocnych kolorów trzeba trochę się napracować, aby zbudować kolor. Da się uzyskać mocny efekt, tylko po prostu wymaga to nieco więcej pracy. Na pewno sprawdzi się u osób, których zadowala jakość jaką oferują produkty Makeup Revolution. Mnie nie zawsze ona odpowiada, wiele zależy od danego produktu. Nie będę ukrywać, że za 50zł to bardzo ciekawy produkt, z którego na pewno dużo osób będzie zadowolonych, ale czy to takie odkrycie Ameryki? Nie sądzę.

Zobacz: Makijaż dla początkujących | co kupić na początek?

Kilka słów na koniec

Mam tej palecie do zarzucenia jeszcze jedną, bardzo prostą rzecz. Ona mi nie pasuje wizerunkowo do Maxineczki. Asia wypuściła pędzle, które nie należą do najtańszych na świecie produktów, to narzędzia wysokiej jakości Więc wypuszczając paletę z marką, która nie dość, że słynie z „inspiracji”, to jeszcze nie oferuje takiej jakości, z jaką kojarzy mi się Asia, ten wizerunek nieco się zmienia. Kiedy zobaczyłam na jej Insta Stories zajawkę palety pomyślałam sobie „WOW! Wypuszcza swoją paletę! M palette albo coś w tym stylu”. I kiedy zobaczyłam, że chodzi o Makeup Revolution miałam takie… CO? Nie mam nic do tego, że wypuściła tani produkt, dostępny dla szerszego grona, ale unikatowość pędzli i ich wysoka jakość gryzie się ze średnią jakością palety, pod którą Maxi też się podpisała.

Nie zrozumcie mnie źle, ja nie uważam, że ta paleta jest tragiczna i trzeba ją wyrzucić do śmieci. Absolutnie! Jakościowo jest po prostu przeciętna i to bardzo, jest trochę problematyczna, a przecież makijaż powinien sprawiać przyjemność. Liczyłam, że Maxi stworzy paletę na poziomie pędzli, ale tutaj nie można tego powiedzieć. Fajnie, że jest tak skomponowana, że ma mieć w sobie wszystko czego potrzebujemy na wyjeździe (i nie tylko), ale dla mnie dobór bronzera, różu i rozświetlacza to nieporozumienie. Cienie dają duże pole do popisu, za co plus, ale powtórzę się: to nie jest nic odkrywczego, a praca z tymi cieniami jest znacznie bardziej wymagająca niż w przypadku palet innych marek.

Jestem bardzo ciekawa Waszej opinii na temat tej palety. Macie lub planujecie zakup? Jak się u Was sprawdza?