Smashbox Studio Skin Full Cover

Smashbox Studio Skin Full Cover, to nowa odsłona kultowego już podkładu tej firmy. Wersja Studio Skin rozkochała mnie w sobie już dawno temu, a jak wygląda sytuacja w przypadku nowej super kryjącej wersji? Zapraszam Was na test i recenzję tego podkładu.

Smashbox Studio Skin Full Cover opinie

Smashbox Studio Skin Full Cover

Zawsze kusi mnie obietnica dobrego krycia. To nie dlatego, że zależy mi na schowaniu niedoskonałości, ale stawiam na wyrównanie kolorytu, co z moimi naczynkami jest niestety problematyczne. Nie każdy podkład sobie z tym radzi dlatego najczęściej wybieram te produkty, które obiecują wysoki poziom krycia. Smashbox to jedna z moich ulubionych marek profesjonalnych i kiedy pojawiła się zapowiedź tego cuda wiedziałam, że będę chciała go poznać z bliska.

Tym oto sposobem kilka dni po premierze zamówiłam odcień o numerze 1.2, czyli jasny z ciepłymi tonami. Tubka o pojemności 30ml kosztuje w cenie regularnej 159zł i jak na pewno wiecie marka jest dostępna na wyłączność w Sephorze.

Jeżeli zastanawiacie się, czy odcienie odpowiadają numerkom z poprzedniej wersji podkładu, to w przypadku 1.2 odpowiedź jest twierdząca. Kolory są właściwie identyczne, nie wiem niestety jak jest w przypadku innych numerów. Różnią się znacznie konsystencją: wersja Full Cover jest bardziej gęsta i zbita niż klasyczny Studio Skin. 

ZOBACZ: SMASHBOX STUDIO SKIN

Smashbox Studio Skin Full Cover recenzja
Smashbox Studio Skin Full Cover blog

Szybka piłka z mojej strony

Podkład rozczarował mnie już na starcie. Szybko spisałam go na straty i trochę się obraziłam. Dlaczego? Bo mała, duża, średnia ilość nałożona gąbeczką wyglądała po prostu słabo. Nie ważne jakiej bazy użyłam efektem było nieprzyjemne ciastko i mocno podkreślona struktura skóry. Byłam zła, bo spodziewałam się czegoś innego. Jestem jednak uparta, dałam mu szansę i okazało się, że wystarczyło zmienić sposób aplikacji.

Nie jestem zwolenniczką nakładania podkładów pędzlami. Głównie dlatego, że nie chce mi się ich później myć, ale też dlatego, że często robią smugi. Jednak w przypadku podkładu Smashbox Studio Skin Full Cover pędzel to strzał w dziesiątkę. Podkład zachowuje się wtedy lepiej, nie ciastkuje, nie robi efektu maski i mimo mocnego krycia nie wygląda ciężko. Najlepiej spisuje się na bardzo mocno nawilżającym kremie lub bazie olejowej. Spróbowałam też odrobinkę oleju (akurat Olejowe serum Clochee) zmieszać z kremem i użyć jako bazy – ten trik również się sprawdził.

ZOBACZ: JAK UNIKNĄĆ EFEKTU MASKI

Krycie i efekt na skórze

Poniższy efekt to zaledwie 1,5 cienkiej warstwy zaaplikowanej pędzlem syntetycznym. Ta ilość odpowiada małemu ziarnku grochu. NAPRAWDĘ! Poziom krycia jest mega i jednocześnie nie daje wrażenia ciężkości, ponieważ spod podkładu wciąż delikatnie przebijają np. piegi. Koloryt jest super wyrównany, upierdliwie zaczerwienione policzki schowane, a całość nie wygląda jak szpachla.

Podkład zastyga, ale nie całkowicie i wygląda dość sucho. Ten efekt jednak po kilku godzinach się zmienia na korzyść i skóra wygląda bardziej naturalnie. Nie ciemnieje pod wpływem pudrów, nie ściera się, aczkolwiek nie przetrwał testu smarkania nosa. Ściera się odrobinę ze strefy T po 5-6h i znacznie wyświeca, ale nie znika ze skóry i się nie warzy w ciągu dnia. Wystarczy delikatne przypudrowanie, a całość ładnie się stapia.

Podsumowanie i kilka moich uwag

To nie jest podkład idealny i nie wszyscy będą z niego zadowoleni. Żeby uniknąć brzydkiego efektu ciężkiej maski trzeba wiedzieć jak i ile go nakładać. Gąbeczka jest tutaj złym rozwiązaniem i zasada „mniej znaczy więcej” jest jak najbardziej wskazana. Krycie faktycznie jest full i można je dodatkowo wzmacniać, ale duża ilość tego produktu nie wygląda ładnie. Nie zauważyłam, żeby zapychał podczas codziennego stosowania, ale niestety podkreśla suche skórki. Więc jeżeli macie jakieś niedoskonałości, to Smashbox Studio Skin Full Cover je ukryje, ale odrobinę osiądzie się na skórkach. Nie wygląda to tragicznie (widziałam gorszy efekt, np, przy podkładzie Marc Jacobs Re(marc)able), ale warto o tym wiedzieć.

Jak już znajdziemy na niego swój sposób, to efekt jest bardzo zadowalający. Powiem Wam szczerze, że ten podkład jest trochę problematyczny, ale ma całkiem konkretną ilość zalet. Aczkolwiek wydaje mi się, że przy tak dużym wyborze podkładów propozycja marki Smashbox to nie must have. W niższej cenie można znaleźć równie dobry produkt. Dobrym przykładem jest chociażby Lumene, Semilac czy Kobo.

jaki był najlepszy podkład jaki używałyście?