Efekt maski, to chyba największa zmora podczas wykonywania makijażu. Jeżeli zależy nam na mocnym kryciu i doskonałym zakamuflowaniu niedoskonałości, musimy pogodzić się z ciężkim efektem. Kropka, temat zamknięty. A co jeżeli Wam powiem, że to wcale nieprawda? Bo jest kilka naprawdę prostych sposobów, dzięki którym możemy sprawić że podkład będzie dobrze krył, a nikt nie okrzyknie nas tapeciarą roku. Dziś zdradzam Wam aż siedem trików na to jak uniknąć efektu maski, mam nadzieję, że się przydadzą!
Jak uniknąć efektu maski?
Niestety jeszcze wiele kobiet nie jest świadomych tego, jak istotna w makijażu jest pielęgnacja. To zawsze pierwsza i absolutnie fundamentalna kwestia jeżeli mówimy o pięknym makijażu. Dobranie odpowiednich kosmetyków, regularne nawilżanie skóry jest kluczowym elementem również jeżeli chcemy uniknąć efektu maski. Pamiętajcie o tym, aby na pierwszym miejscu zawsze była pielęgnacja, później szukanie odpowiednich kosmetyków kolorowych. Ponadto bardzo istotne jest dobranie odpowiedniego koloru podkładu. Przy mocno kryjącym to niezwykle ważne, aczkolwiek w przypadku lekkiego krycia, nieidealny kolor może nam ujść na sucho.
Jeżeli te sprawy mamy już jasne, musicie wiedzieć, że poza pielęgnacją, jest kilka elementów, które mają wpływ na to jak wygląda podkład i jaka jest jego trwałość. W dzisiejszym poście pokażę Wam 7 przydatnych trików, na to jak uniknąć efektu maski. Może pomogą Wam uniknąć wpadek lub rozwiążą problemy związane z codziennym makijażem, które spędzały Wam sen z powiek.
Odpowiednia baza
Bardzo duży wpływ na wygląd podkładu, ma zastosowana pod niego baza. Jeżeli zależy nam na tym, aby podkład nie dość, że ładnie wyglądał, to dodatkowo wytrzymał na twarzy cały dzień, powinnyśmy zainwestować w dobrą bazę. Ja bardzo często używam baz nawilżających, które pozostawiają skórę miękką i delikatnie połyskującą. W ten sposób mam pewność, że wszystkie ewentualnie suche miejsca, będą pod podkładem wyglądać dobrze. Do cer suchych polecam Smashbox, Photo Finish Primerizer, która sprawdza się u mnie bardzo dobrze. Drugą bazą, którą polecam do stosowania na większe wyjścia jest baza wygładzająca, wypełniająca pory. Ja wciąż najbardziej lubię tę z Makeup For Ever, Step 1, Smoothing Primer. Pozwala ona na wyrównanie struktury skóry, a nałożony na nią podkład wygląda nieskazitelnie. Nakładanie jej w ➥ odpowiedni sposób, może dać naprawdę fajny efekt!
Sposób na bazę pod cienie
Moim ostatnim odkryciem jest stosowanie jej nie tylko na powieki, ale… na nos i linię uśmiechu! Bazy pod cienie bardzo często mają to do siebie, że są zastygające i wygładzają skórę. Ich głównym zadaniem jest zwiększenie przyczepności cieni i poprawa ich trwałości. Dokładnie to samo zadanie może pełnić baza pod cienie nałożona w inne miejsca. W moim przypadku doskonale sprawdził się ten sposób na nosie, z którym od zawsze miałam problem. Teraz naprawdę rzadko muszę się martwić o to, że podkład starł mi się z nosa. W mniej intensywne dni, wystarczy abym przed nałożeniem podkładu, wklepała w nos odrobinę zastygającego korektora lub matowy, kremowy cień. Ten sposób też się sprawdza, ale nie tak dobrze jak baza pod cienie. Zbiera Wam się podkład w linii uśmiechu? Baza pod cienie! Nie dość, że delikatnie wygładza i wypełnia to miejsce, to zapobiega rolowaniu podkładu.
Większe krycie
Nie lubię nakładać zbyt wielu warstw podkładu. Jeżeli mam mało czasu, nie mam ochoty marnować go na dokładanie produktu w miejsca, które wymagają większego zakamuflowania. Żeby uniknąć efektu maski i jednocześnie osiągnąć wysoki poziom krycia nakładam pod podkład korektor. Oczywiście tylko w miejsca, które potrzebuję ukryć. Najlepiej sprawdza się do tego korektor zastygający, ponieważ nie dość, że zniweluje widoczność niedoskonałości, to przedłuży trwałość całego makijażu. Dzięki temu, wystarcza nam mniejsza ilość podkładu, przez co efekt na skórze jest lżejszy i bardziej naturalny.
Zasada odwrotności
Sposób, o którym zaraz Wam opowiem był popularny kilka lat temu. Nie wiem właściwie czemu wciąż nie jest o nim głośno, bo to naprawdę świetny sposób na zwiększenie trwałości podkładu. Ponadto wygląda on bardziej naturalnie i nie tak pudrowo, jak przy klasycznej kolejności aplikacji. Na czym to polega? Wystarczy nałożyć odrobinę kremu na twarz i po wchłonięciu za pomocą gąbeczki nałożyć na całą twarz puder, a dopiero później podkład – również za pomocą gąbeczki. To naprawdę fajny sposób! Ta metoda nie sprawdza się z każdym kremem, ale jeżeli używacie czegoś lekkiego – nie powinno być problemu. Nie dość, że makijaż trzyma się nieco dłużej, to podkład zyskuje bardziej naturalne wykończenie i wygląda lżej. Polecam całość jeszcze delikatnie przypudrować, a nałożony na końcu puder delikatnie przyklepać gąbeczką.
Gąbeczka w dłoń
Stosowanie gąbek do aplikacji podkładu, to raczej żadna rewolucja, prawda? Ten trend panuje od dawna i nie sądzę, aby szybko się to zmieniło. Jeżeli jeszcze nie nakładacie podkładu w ten sposób, to koniecznie spróbujcie. Nie bez powodu najwięksi wizażyści na świecie mają je w swoich kufrach. Jednak ja chcę Was nakłonić do tego, abyście nałożyły zmoczoną gąbeczką puder! Łatwiej wpracować go w skórę, a w związku z tym, że gąbka jest mokra, pozostawia na skórze bardziej naturalne wykończenie. Zauważyłam też, że w ten sposób podkład utrzymuje się bez konieczności poprawek, trochę dłużej. Ponadto, tak jak wspomniałam w poprzednim akapicie, polecam „doklepać” puder, po aplikacji pędzlem, bo gąbka wchłonie nadmiar pudru i makijaż stanie się bardziej flowless.
Od środka
Podkład nakładam zawsze w ten sam sposób. Zaczynam od środkowej części twarzy (i różowych policzków) i im mniej produktu mam na gąbeczce, tym bardziej zbliżam się do zewnętrznej części twarzy. Bardzo często przy skroni czy linii włosów nie potrzebujemy już takiego krycia jak w środkowej części czy na policzkach. Więc po co pakować go na całą twarz? Jeżeli mamy już dobrze dobrany podkład, powinien doskonale stopić się z naszą skórą. Zawsze polecam aplikować podkład w te miejsca, które wymagają mocniejszego wyrównania koloru. Poza tym…
Zdrowy rozsądek
Jak uniknąć efektu maski? Im mniej produktu tym lepiej! W tym wszystkim liczy się po prostu umiar. Stosowanie zasady im mniej tym lepiej, zawsze przynosi zadowalające efekty. Oczywiście jeżeli borykacie się z dużymi niedoskonałościami, czy mocnymi przebarwieniami, to niektórych kroków (jak np. korektor czy kamuflaż) nie jesteście w stanie pominąć. Czasem jednak zmiana kolejności, zastosowanie innego produktu może całkowicie odmienić makijaż. Baza, korektor, podkład i puder, to takie cztery podstawowe kroki, ale jeżeli nałożymy te produkty w umiarkowanej ilości, makijaż może wyglądać naprawdę świetnie!
Obstawiam, że nie muszę wspominać o takich oczywistościach jak np. mgiełka utrwalająca? Jeżeli wychodzicie na całonocną imprezę, to fajny gadżet, który warto mieć pod ręką i spryskać twarz przed wyjściem. Niweluje pudrowość, scala wszystkie warstwy makijażu i utrwala go na wiele godzin. Ja wciąż bardzo lubię fixer z KOBO, ale mgiełki utrwalające ma w swoim asortymencie coraz więcej marek (np. Inglot, Golden Rose, PÜR Cosmetics, MUFE, ➥ Urban Decay), więc na pewno znajdziecie coś dla siebie.
Co sprawia Wam największą trudność podczas wykonywania makijażu?