Do napisania tego niedzielnika zbierałam się dość długo. To będzie bardzo osobisty wpis i jeżeli nie macie ochoty dzisiaj na smuteczki, to polecam rozejrzeć się na blogu za innymi treściami. Dziś będę żegnać się z moją wieloletnią przyjaciółką.

Melcioszka

Pożegnanie po 11 latach

Moja kotka Mela była ze mną 11 lat. Musiałam pożegnać się z nią 12 marca 2024 roku dość nagle, niespodziewanie. To było dla mnie bardzo trudne i choć od tego czasu minęły już dwa miesiące, ja wciąż to przeżywam. Tęsknię za nią, czuję się bez niej smutna, samotna, a mieszkanie wydaje się okropnie puste.

Mela trafiła do nas w lutym 2003 roku. Przygarnęliśmy ją z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Policach, obok Szczecina. Została uratowana wraz z mamą i z rodzeństwem z jakiegoś magazynu. Wszystkie kotki były wygłodzone, wyziębione i miały szczęście, że Panie z TOZu je uratowały. Kiedy pojechaliśmy je zobaczyć ta mała puchata kulka od razu mnie w sobie rozkochała. Miała urocze plamki i to właśnie one mnie do niej przyciągnęły. Była też najbardziej dźwięcznym kotem z całej gromadki, co zostało jej na całe życie. Po odpowiednich szczepieniach i odrobaczaniu w końcu trafiła do swojego nowego domu, czyli do nas. Była z nami 11 wspaniałych lat, a ja od dnia jej odejścia żałuję, że tak krótko.

Mela kotka

Jak można żyć bez kota?

Jako dziecko, jeszcze w domu rodzinnym przygarnęliśmy Kacpra. To był rudy grubasek, który żył prawie 20 lat! Można powiedzieć, że się z nim wychowywałam i dlatego nie wyobrażałam sobie życia bez kota. W związku z tym, jak wyprowadziłam się z domu i zamieszkałam z moim partnerem, niecały rok mieszkaliśmy bez futrzanego przyjaciela. W lutym, tydzień po walentynkach w naszym domu rozgościła się Melcioszka. Była bardzo energiczna, ciekawska i bardzo przytulaśna. Przez te wszystkie lata zmieniła się, bywała wredna i złośliwa, ale i kochana, lubiła nasze towarzystwo. Była zdrowym kotkiem. Nie mieliśmy z nią większych problemów. Zapewnialiśmy jej regularne wizyty u weterynarza, odpowiednią pielęgnację, z czasem coraz lepsze jedzenie, ochronę i dużo miłości! Była kotką niewychodzącą, a że od lat pracuję z domu, to zawsze byłyśmy razem.

Po zakupie mieszkania i ostatniej przeprowadzce Mela zrobiła się dużym przytulasem. Często ze mną pracowała, wskakiwała na biurko, przeszkadzała w zdjęciach czy nagrywkach. Zawsze gdzieś kręciła się w moim towarzystwie. Lubiła dużo miauczeć, więc dom był pełny jej słodkiego głosiku. Oczywiście bywały momenty, kiedy mnie irytowała, domagała się uwagi albo obrażała, jak wyjeżdżaliśmy na kilka dni. To była typowa kotka, dama i księżniczka.

Jak już wspomniałam, zawsze była zdrowa, z wiekiem trochę bardziej leniwa, ale wszędzie było jej pełno. Nic nie zwiastowało tego, co wydarzyło się w marcu tego roku…

ZOBACZ: Niedzielnik #61 | życiowy update i kosmetyczne testy

Melcia kotka agwer

Long story short

Co się stało? Mela w styczniu 2023 miała zapalenie żołądka i trzustki. Oczywiście wdrożyliśmy odpowiednie leczenie, zmieniliśmy karmę i obserwowaliśmy ją. Z czasem wszystko wróciło do normy, z Melcią było ok. Aż do lutego 2024, kiedy wszystko zaczęło się sypać. Wymioty, biegunki, brak apetytu, chudła w oczach. Wizyty u weterynarzy nie przynosiły zbyt wiele odpowiedzi. Wyniki krwi w normie, może zmiana karmy. Z czasem na USG okazało się, że ma zapchane drogi żółciowe, powiększony węzeł chłonny, pogrubioną ścianę żołądka i jelita. Pojawiła się również żółtaczka. Leczenie nie przynosiło większych efektów.

Okazało się, z dużym prawdopodobieństwem, że Mela ma nowotwór. Chłoniaka, który jest bardzo ciężki i często wykrywany już na końcowym etapie. Weterynarze (a byliśmy u 3 różnych), mówili, że to, co widzą na USG to przerzuty i niestety… Niewiele możemy dla niej zrobić. Łagodzić ból, łagodzić objawy, dawać komfort, ale ona już nie wyzdrowieje. Zanim dostaliśmy diagnozę widziałam jak ona gaśnie. Zrobiła się apatyczna, smutna, spała w dziwnych dla siebie miejscach, nie przytulała się tak, jak kiedyś, brakowało jej energii. Wiedziałam, że coś jest nie tak i czułam, że zbliża się nasze pożegnanie. Nie byłam i właściwie dalej nie jestem, na to gotowa.

Po kilku rozmowach z weterynarzem, wprowadzaniu leków, wielu próbach, zmianie karmy, naszych wielu rozmowach podjęliśmy decyzję o uśpieniu. Nie chcieliśmy, żeby się męczyła, żeby ją bolało, bo niestety zmiany w jej organizmie dawały jej duży dyskomfort.

12 marca 2024 pożegnaliśmy się z naszym maluszkiem. To był okropny dzień. Pełen łez, smutku, bólu i tęsknoty. Bardzo odwlekałam moment wyjazdu do weterynarza, chciałam chłonąć każdą chwilę z nią bo wiedziałam, że będę bardzo, bardzo za nią tęsknić.

Po wszystkim wróciliśmy do domu. Było w nim tak pusto. Tak smutno…

Od razu chciałam schować wszystkie jej rzeczy, żeby na każdym kroku mi o niej nie przypominały. Zrobiliśmy to. Ja wpakowałam się pod kołdrę i płakałam. Co miałam zrobić? Nie było już mojego puchatego maluszka, nie było już miauczenia, przytulanek, zaczepek… Spędziłam tak kilka kolejnych dni. Co chwile widząc ją w wyobraźni, jak gdzieś przechodzi, leży. Szukając jej wzrokiem w miejscach, w których zawsze spała. Potrzeba jej przytulenia, pogłaskania była olbrzymia. Odcięłam się mentalnie od wszystkich obowiązków i zatraciłam na chwilę w smutku. Grałam w gry, czytałam książki, aż rzuciłam się w wir pracy, żeby po prostu o niej nie myśleć.

Minęły już dwa miesiące. Ból jest taki sam, ale już przyzwyczaiłam się, że jej nie ma. Że nikt nie budzi mnie nad ranem wskakując na mnie, bo chce zjeść śniadanie. Że nikt nie przybiega kiedy kroję filet na obiad, że nikt mnie nie zaczepia po kostkach, jak przechodzę z pokoju do pokoju. Że nikt nie domaga się mojej uwagi w trakcie pracy, nie wskakuje na biurko czy na kolana. Bardzo mi tego brakuje.

Najtrudniejsze są jeszcze powroty do domu. Mela zawsze czekała na nas na korytarzy. Miauczała na powitanie i teraz ta pustka, jej brak jest tak okropnie odczuwalny…

niedzielnik agwerblog mela

Co dalej?

Nie do końca umiem sobie odpowiedzieć na to pytanie. Wszyscy pytają kiedy weźmiemy kolejnego kotka, czy w ogóle. Początkowo mówiłam, że nie wiem. Nie czułam się gotowa. Aż pewna sytuacja uświadomiła mi, że tak. Chcę dać dom kolejnemu kotowi. Nie wyobrażam sobie domu bez zwierzęcia, bez tej miłości. Na pewno za jakiś czas przygarniemy kolejnego koteczka. Damy mu całe nasze serce, dużo miłości, ciepła, bezpieczeństwa.

Natomiast wiem, że dla mnie jest jeszcze za wcześnie. Za bardzo odczuwam jej stratę, żeby wpuścić do serca kolejnego futrzaka. Chciałabym, żeby to była Mela. Wolałabym, żeby nie odeszła tylko była z nami kolejne 5 lat… Bo 11 lat to zdecydowanie za krótko.