Każda z nas czasami potrzebuje chociaż chwili dla siebie. Wiem, że nie zawsze jest łatwo znaleźć te 15 minut, ale jestem przekonana, że jak już się uda, to taki moment self-care dobrze Wam zrobi. Dlatego pomyślałam, że Was zainspiruję i pokażę, jak wygląda moja bardziej rozbudowana poranna pielęgnacja, kiedy mam ochotę lub potrzebę zadbać o siebie troszkę bardziej. Przy okazji będziecie miały okazję poznać kosmetyki Herbal Essentials.
Moja poranna pielęgnacja
Staram się mieć taki luźniejszy poranek minimum raz w tygodniu. Nie zawsze jest to oczywiście możliwe, ale bardzo doceniam te dni, kiedy mi się to udaje. Lubię taki czas sama ze sobą. Partnerem dzisiejszego postu jest marka Herbal Essentials, którą pokazywałam Wam już dwa lata temu. Niedawno marka znów zagościła w moich skromnych progach i z przyjemnością opowiem Wam o kilku fajnych produktach.
Receptury kosmetyków Herbal Essentials w głównej mierze opierają się na wodzie wodzie himalajskiej, która jest bogata w takie minerały jak: magnez, potas, wapń, żelazo czy jod. Jej unikatowe właściwości odkrył założyciel marki Aly Rahimtoola i postanowił wykorzystać jej właściwości, żeby stworzyć coś innowacyjnego. Produkty są wegańskie, w minimum 90% naturalne i są dopasowane do różnych potrzeb skóry. Dziś opowiem Wam trochę o 7 kosmetykach, które towarzyszą mi w niektóre poranki.
Purifying Fresh Face Wash Herbal Essentials
Poranną pielęgnację zawsze zaczynam od mycia buzi. To nie tylko konieczne po całej nocy, ale bardzo orzeźwiające. Purifying Fresh Face Wash pobudza nie tylko działaniem, ale również świeżym, soczystym zapachem. To gęsty żel, który w kontakcie z wodą delikatnie się pieni, ale taką bardzo gęstą, mocno zbitą pianą. Bardzo dobrze współgra ze szczoteczką soniczną i pozwala na dokładne mycie.
Świetnie koi skórę, dobrze oczyszcza bez uczucia ściągnięcia i suchości. Za nawilżenie odpowiada oczywiście woda himalajska i aloes, który słynie ze swoich właściwości łagodzących, kojących i nawilżających. Żel z założenia jest skierowany do skóry z tendencją do trądziku, ale u mnie sprawdził się rewelacyjnie. Usuwa wszelkie zanieczyszczenia, dobrze radzi sobie z resztkami makijażu (przy wieczornym myciu) i przede wszystkim nie podrażnia. Kosmetyki Herbal Essentials znów wywołały u mnie efekt wow i to bardzo szybko.
Gentle renewal Scrub Herbal Essentials
Peeling w mojej pielęgnacji gości regularnie. Zazwyczaj sięgam po wersje enzymatyczne ze względu na naczynka, ale od czasu do czasu pozwalam sobie na coś mocniejszego. Peeling Gentle renewal Scrub Herbal Essentials to połączenie czegoś łagodnego z czymś nieco mocniejszym. Zawiera złuszczające drobinki, ale jest ich mało i są bardzo delikatne dla skóry. To nie na pewno nie jest peeling dla osób, które lubią mocne zdzieraki.
Co ciekawe, scrub ma w składzie glinkę kaolinową, która oczyszcza, złuszcza i wspomaga pracę gruczołów łojowych. Olej słonecznikowy, masło shea i oczywiście wodę himalajską, które zmiękczają skórę, wzmacniają ją i poprawiają nawilżenie. Dla mnie to produkt do stosowania maksymalnie 2x w miesiącu, ale to, co on robi ze skórą… Jest fantastycznie oczyszczona, miękka, jedwabista w dotyku. W dodatku ma bardzo lekki, owocowy zapach, który sprawia, że jego stosowanie to czysta przyjemność.
Purifying Toner Herbal Essentials
Tonik Herbal Essentials gościł już u mnie dwa lata temu i bardzo się cieszę, że do niego wróciłam! Podobnie jak pozostałe kosmetyki opiera się na wodzie himalajskiej. Został wzbogacony o olejek z Neem oraz miętę pieprzową. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem w tej grupie ludzi, którzy uwielbiają toniki, bo chociaż efektów stosowania nie widać natychmiast, to przy dłuższym stosowaniu już tak.
Purifying Toner Herbal Essentials jest skierowany do skóry tłustej i mieszanej. Przede wszystkim ze względu na zawartość olejku z Neem, który wspomaga pracę gruczołów łojowych, dzięki czemu ogranicza wydzielanie sebum. Natomiast mięta pieprzowa, mimo pikantnej nazwy ma właściwości łagodzące. Jego głównym zadaniem jest oczywiście wyrównanie pH skóry po oczyszczaniu. Bardzo lubię ten tonik, bo daje natychmiastowe uczucie ukojenia, takiej przyjemnej ulgi. Po każdym zastosowaniu czuję, że skóra jest dobrze wypielęgnowana! Jest naprawdę bardzo wydajny i pachnie absolutnie przepięknie! Jedyny minus ode mnie – brak atomizera. Zdecydowanie wolę tę formę aplikacji toniku niż na wacik, ale dostałam cynk od marki, że tonik jak i płyn micelarny będą miały niebawem wprowadzone atomizery! 🙂
Maska Rescue Revive Sheet Mask Herbal Essentials
Kolejnym krokiem w takim porannym rytuale, kiedy mam czas zająć się sobą jest oczywiście maseczka. W asortymencie Herbal Essentials znajduje się Rescue Revive Sheet Mask, która jest dosłownie przesiąknięta składnikami aktywnymi i po wyciągnięciu jest bardzo mokra. Lubię tego typu maski, ponieważ nie muszę ich zmywać, a jeżeli płynu jest sporo, wykorzystuję go również na dekolt – tak było i w tym przypadku.
Maska Rescue Revive poza głównym składnikiem, którym jest woda himalajska zawiera olej z dzikiej róży, ekstrakt z piwonii i rumianku oraz kwas askorbinowy, które mają zapewnić zdrowy, promienny wygląd skóry. Efekty po zastosowaniu? Bardzo mocne nawilżenie, skóra robi się przyjemnie miękka, sprężysta i napięta. Pozostawia po sobie uczucie wypielęgnowania, to na pewno! Sprawdza się jako maska bankietowa i uzupełnienie domowego SPA.
Rescue Revive Eye Mask Herbal Essentials
Nie byłabym sobą, gdyby w moim porannym SPA zabrakło czegoś wzmacniającego pod oczy. Dlatego z wielką przyjemnością stosowałam płatki Rescue Revive Eye Mask, które dawały podobne uczucie jak maseczka do twarzy. Silne nawilżenie, napięcie skóry, odświeżenie i pobudzenie, czyli idealnie na niedzielny poranek po imprezie. Jestem wielką fanką płatków pod oczy, te spisały się świetnie w roli doraźnego, ale bardzo silnego nawilżenia okolic oczu.
Kosmetyki Herbal Essentials to skarbnica składników naturalnych i w przypadku płatków pod oczy również tak jest. W składzie znajdziemy wodę himalajską, kwas askorbinowy, rumianek, Prowitaminę B5, wyciąg z arniki i olej z dzikiej róży. To właśnie one odpowiadają za poprawę ujędrnienia, wzmocnienie, nawilżenie i odświeżenie spojrzenia. Bardzo przyjemnie mi się je stosowało i cieszę się, że mam zapas!
Hydrating eye gel Herbal Essentials
Przedostatni krok to oczywiście krem pod oczy i powiem Wam, że mamy hit! Hydrating eye gel to bardzo gęsty, niezwykle przyjemny w stosowaniu żel pod oczy. Przede wszystkim cudownie rozbudza, bo pozostawia efekt takiego… cudownego ochłodzenia, nie takiego, które może Wam się kojarzyć z mentolem. Nie wiem, z czego to wynika, ale jest niezwykle przyjemne. W dodatku wchłania się bardzo szybko i od razu właściwie można przejść do makijażu. Każdy korektor się na nim trzyma bez problemu, nic się nie roluje, a komfort nawilżenia czuć przez cały dzień. To naprawdę świetny produkt!
Jakie są kluczowe składniki? Oczywiście woda himalajska, hiluronian sodu, miód, masło shea i aloes. Ta kompozycja świetnie nawilża i odżywia skórę pod oczami. Nie zostawia uczucia ściągnięcia czy obciążenia, wręcz przeciwnie. Krem, a właściwie żel jest niezwykle komfortowy i z całej dzisiejszej siódemki to mój absolutny hit!
Get up & go Cream Herbal Essentials
Cały ten poranny rytuał musi zakończyć się oczywiście kremem. Bardzo polubiłam się z Get Up & Go, który urzekł mnie przede wszystkim szybkim wchłanianiem i mocnym nawilżeniem. Sprawdzałam go pod co najmniej pięcioma różnymi filtrami, kilkunastoma podkładami i nie zauważyłam, żeby negatywnie wpływał na którykolwiek z nich. Podoba mi się jego bardzo kremowa, ale jednocześnie lekka formuła. Przyjemnie się rozprowadza na skórze, nie roluje się i skóra po nim jest porządnie nawilżona i miękka.
Producent wzbogacił formułę o olej z kiełków pszenicy, masło shea i aloes, które w połączeniu z wodą himalajską tworzą niezwykle przyjemny produkt. Skóra jest miękka, gładka, ukojona, dobrze nawilżona i gotowa na cały dzień.
Uwielbiam te moje leniwe poranki. Każdy z nich doceniam podwójnie, bo nie zawsze mam czas, żeby celebrować je tak, jakbym chciała. Cieszę się, że w mojej pielęgnacji znów zagościły kosmetyki Herbal Essentials, ponieważ poprzednio zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie – teraz jest podobnie. Będę je wykańczać z przyjemnością, zresztą nie pokazywałabym Wam ich, gdyby tak nie było.
Jeżeli macie ochotę poczytać o nich trochę więcej, zapraszam na stronę marki herbal-essentials.com, a na hasło AGWER, obowiązuje darmowa wysyłka do Polski do końca miesiąca!
Teraz Wasza kolej! Jak wyglądają Wasze poranki self-care, jak już macie na nie czas?
Post powstał we współpracy z marką Herbal Essentials.