Jeżeli zastanawiacie się dlaczego ostatnio nie pojawiali się na blogu ulubieńcy, spieszę z wyjaśnieniem! Doszłam jakiś czas temu do wniosku, że nie jestem w stanie publikować tej serii co miesiąc. Po prostu wolę pisać je rzadziej, ale omawiać jednocześnie więcej kosmetyków, które odkryłam i pokochałam. Dziś zapraszam Was na ulubieńców kosmetycznych z ostatnich tygodni. Są tu właściwie same nowości, które pojawiły się u mnie w ciągu ostatnich dwóch-trzech miesięcy i które na dłuższą metę uwielbiam. To co? Rozsiądźcie się wygonie w fotelu i poznajcie moich ulubieńców!
Ulubieńcy kosmetyczni
Powiem Wam szczerze, że musiałam zrobić sobie listę! Ostatnio w moje ręce trafiło tyle nowych kosmetyków, że co chwilę testuję coś innego. Co ciekawsze perełki pokazuję Wam od razu na Instagramie i tam pytam Was, o czym chciałybyście poczytać najszybciej i te kosmetyki idą do testów na pierwszy ogień. Jakby nie patrzeć, warto mnie obserwować – zawsze będziecie o wszystkim wiedziały w pierwszej kolejności. Dobra, dosyć tej reklamy, zajmijmy się ulubieńcami, bo zebrało się ich naprawdę spora gromadka! Pokażę Wam dzisiaj trochę (czyt. całkiem sporo) kolorówki, ale kilka kosmetyków pielęgnacyjnych również się tu znalazło. Opowiem Wam też o maseczce, która robi moim włosom dobrze.
Kosmetyki do makijażu
Benefit, BAD gal BANG
Pierwsza nowość, która przyjechała ze mną z Warszawy. Mascara sprawdza się u mnie bardzo dobrze! Pogrubia rzęsy, wydłuża je i podkręca, dzięki czemu wyglądają naprawdę efektownie. Uwielbiam szczoteczkę tej maskary, bo jest silikonowa, mała i bardzo precyzyjna. Wśród ulubieńców kosmetycznych znalazła się dlatego, że sięgam po nią praktycznie codziennie i poza małym osypywaniem się, nie mam jej nic do zarzucenia. Rzęsy wyglądają fantastycznie przez wiele godzin!
Benefit, Galifornia
Róż, do którego nie byłam przekonana w pierwszej kolejności całkowicie mnie w sobie rozkochał! To elektryzująca brzoskwinia z delikatnymi nutami różu, a ja w takich kolorach czuję się rewelacyjnie. Galifornia, to taki kolor, który odmładza, rozświetla naszą twarz i dodaje jej takiego dziewczęcego charakteru (można twarzy nadać charakter? okej). Róż ma fajną pigmentację, bo nie jest ani za mocna, ani za delikatna i efekt można dowolnie modyfikować i przy okazji pięknie pachnie! Ja jestem oczarowana, bo wygląda na twarzy przepięknie!
Benefit, Ka-Brow
Znowu wróciłam do malowania brwi za pomocą pomady i od dobrych kilku tygodni, codziennie sięgam po Ka-brow! Od pierwszego użycia się polubiliśmy i używam jej z przyjemnością. Bardzo podoba mi się fakt, że pracuje się z nią niezwykle łatwo, dobrze sunie po skórze, ma fajny pigment i jednocześnie jest bardzo trwała. Mam też wrażenie, że to nico inna formuła niż te pomady, z którymi miałam do czynienia do tej pory, bo na brwiach wygląda jak cień, co bardzo mi się podoba. Można jej używać solo albo z odrobiną duraline (wtedy efekt jest bardziej mokry), a efekt na brwiach można stopniować od bardzo delikatnego, bo ultra mocny. Lubimy się!
Maybelline, Anti Age
Korektor, do którego wróciłam po przerwie i zakochałam się w nim na nowo! Dziewczyny, to naprawdę jeden z lepszych korektorów jakie używałam i wciąż utrzymuje się moim zdaniem na pozycji lidera w tej kategorii. Świetnie kryje, nie obciąża skóry, nie podkreśla zmarszczek (przynajmniej nie bardziej niż inne korektory), jest lekki i naprawdę wygląda pod oczami bardzo ładnie. Podlinkowałam Wam jego recenzje powyżej, w której pokazałam też efekt jaki daje pod oczami. Zużyłam już co najmniej 4 opakowania, kolejne mam w zapasie i planuje zakup kilku opakowań na zapas. Jest REWELACYJNY.
Maybelline, Super Stay Matte Ink 20, Pioneer
O tych pomadkach zrobiło się u nas głośno dzięki Maxineczce. Kiedy Asia pokazywała swoje usta, po ponad 8h od aplikacji pomadki, a kolor wciąż pięknie na nich wyglądał wiedziałam, że muszę je spróbować. Na początku marca znajoma przywiozła mi z UK dwa kolory i właśnie jeden z nich znalazł się wśród ulubieńców kosmetycznych ostatnich tygodni. Tę decyzję podjęłam dość spontanicznie, bo pomadka absolutnie nie jest idealna. Nie można jej jednak odmówić trwałości. Ma piękny czerwony kolor z niebieskimi tonami, wybiela zęby i na ustach wygląda obłędnie. Zjada się bardzo ładnie i jedynie w środkowej części ust – ja jestem pod wrażeniem. Jej wadą jest to, że bardzo się klei, ale dzięki temu tak mocno nie wysusza ust. Póki co jestem zauroczona, a testy przeprowadzam codziennie, nosząc oba kolory na zmianę nawet kiedy nie mam makijażu twarzy.
Nabla, Noblesse Oblige
Nabla Noblesse Oblige, to moja druga matowa pomadka tej marki i jest po prostu przepiękna. Pewnie Was nie zdziwi, że to kolejna wersja przygaszonego różu. Noblesse Oblige, to ciemny róż, mocno przygaszony zmieszany z odrobiną fioletu. No wygląda po prostu ślicznie i gdyby nie fakt, że jednak nieco wysusza, to nosiłabym ją codziennie! Pokazywałam Wam ją przy okazji brązowego makijażu wieczorowego i na Instagramie. Moim zdaniem to bardzo uniwersalny kolor, który sprawdzi się na wiele okazji i dla różnych typów urody.
Tune Cosmetics, Bronzer Powder, Cool Composer
Teraz to będzie hit! Marka Tune Cosmetics, która wypuściła słynną już paletę (D)-dur eyeshadows palette, niedawno wprowadziła do sprzedaży bronzery. Kiedy Marta pokazała na Instagramie marki, że wprowadza je do sprzedaży, nie mogłam się ich doczekać! Jakość cieni w palecie jest rewelacyjna więc wiedziałam, że tutaj też będzie podobnie i się nie rozczarowałam. Bronzery dostępne są w czterech wersjach kolorystycznych, ale ja namiętnie używam Cool Composer. To bardzo chłodny kolor, który idealnie sprawdza się do nadania konturów. Nie jest błotnisty, nie sprawia wrażenia „brudu” na twarzy, pięknie się z nią stapia. Zresztą, wszystkie kolory tak dobrze się zachowują. Dla mnie niestety jedyną wadą są opakowania, nie pasują mi ani do charakteru marki, ani jakości produktów w środku. No i niestety bardzo szybko się rysują. To porządny, dobrej jakości plastik, ale moim zdaniem znacznie lepiej sprawdziłyby się opakowania kartonowe, nawet kosztem kilku złotych więcej. Na szczęście bronzery bronią się jakością, ale niebawem opowiem Wam o nich znacznie więcej w osobnej recenzji!
Kosmetyki do pielęgnacji
Body Boom, Active Charcoal
Jestem pewna, że doskonale znacie peelingi Body Boom. Dziś chcę Wam powiedzieć kilka słów o nowości, która niedawno zasiliła szeregi marki. Mowa tutaj o peelingu Active Charcoal, czyli wersji z głęboko oczyszczającym węglem aktywnym. Jego działanie wygładza, rozjaśnia skórę, wyrównuje przebarwienia, ale ma też właściwości antybakteryjnie, przeciwzapalnie i dociera do głębokich warstw skóry. To silny peeling, który pozostawia skórę tak niesamowicie miękką, że najchętniej używałabym go przy każdym prysznicu. Przy okazji pachnie bardzo… smakowicie. Takim karmelowym latte, trochę ciastkiem kawowym, to bardzo przyjemny, nienachalny zapach. Za każdym razem w łazience pachnie tak przyjemnie, że nie chce się z niej wychodzić. Polecam, szczególnie jeżeli szukacie peelingu, który naprawdę dobrze oczyści Waszą skórę.
MIYA, myBEAUTYessence, Coco BeautyJuice
Pewnie macie już dość tego, że co chwilę polecam Wam kosmetyki MIYA, ale to naprawdę nie moja wina, że one są naprawdę dobre! Ostatnio wśród nowości pojawiły się mgiełki/esencje i wersja kokosowa bardzo przypadła mi do gustu. Niedawno wykończyłam pierwszą buteleczkę i bardzo nad tym ubolewam. myBEAUTYessence Coco BeautyJuice doskonale nawilża, pozostawia skórę mięciutką, rozświetloną i doskonale sprawdza się jako serum przed aplikacją kremu, baza pod makijaż oraz produkt do niwelowania pudrowości. Jest tak wielozadaniowa, że każda z Was powinna ją mieć w swoich zbiorach. Przyszła kolej na wersję kwiatową, ale ona dla mnie troszkę za mocno pachnie różą, bardzo chętnie wrócę do tej kokosowej!
ZOBACZ: Nowości MIYA myBEAUTYessence
Calluna Medica, krem głęboko nawilżający
Ten krem niedługo doczeka się na blogu pełnej recenzji, bo musicie poznać go z bliska. Kosmetyki Calluna Medica szturmem podbijają blogosferę i absolutnie mnie to nie dziwi. Maseczki w płachcie totalnie oczarowały i mimo swojej wysokiej ceny, na pewno do nich wrócę. Powiem Wam tylko tyle, że dzięki temu kremowi nie straszne mi były największe mrozy, a moja skóra dawno nie była w tak świetnej kondycji. Sprawdza się u mnie od ponad dwóch miesięcy i mam nadzieję, że posłuży mi jeszcze co najmniej drugie tyle. Czekajcie na pełną recenzję!
Kallos, Aloe
Jak pewnie wiecie, moje włosy ostatnio dostały w kość, więc dbam o ich wzmocnienie i regenerację. Ponieważ parę lat temu maski Kallosa świetnie się u mnie sprawdzały, postanowiłam do nich wrócić i na spontanie razem z dużą wersją maski z algamii kupiłam małą pojemność maseczki aloesowej. I wiecie czego żałuję? Że to jej nie kupiłam w tym dużym opakowaniu. To chyba największy ulubieniec kosmetyczny z ostatnich tygodni, bo moje włosy ją pokochały! Doskonale nawilża, włosy są po niej takie… gładkie, mięsiste, lśniące, sypkie i naprawdę dobrze dociążone. Poza tym pięknie pachnie i jest tania jak barszcz, więc… czego chcieć więcej? Na pewno zaopatrzę się w duże opakowanie!
Semilac, Cat Eye 3D
Czyli seria, która co chwile ląduje na moich paznokciach. Nie pokazywałam Wam jej jeszcze na blogu, ale jestem zauroczona efektem jaki dają te lakiery, a najczęściej sięgałam po kolor Violet i Pink. Cat eye 3D to lakiery, które mienią się milionem odbijających światło drobinek, które przyciągają spojrzenia. Za pomocą specjalnego magnesu możemy stworzyć nieskończoną ilość zdobień i uzyskać niepowtarzalny efekt przy każdym manicure.
Tak prezentują się moi ulubieńcy kosmetyczni z ostatnich tygodni. Trochę się ich zebrało i muszę Wam powiedzieć, że naprawdę jestem z nich wszystkich bardzo, ale to bardzo zadowolona. Nie spodziewałam się, że zbierze mi się aż tak duża gromadka, ale to są naprawdę same perełki. Mam nadzieję, że i Wy ostatnimi czasy trafiłyście na fajne produkty!
Wiem, że ulubieńcy kosmetyczni, to jedna z Waszych ulubionych serii, więc nie mam zamiaru z niej rezygnować! Mam jednak nadzieję, że nie będzie Wam przeszkadzać, że od teraz będzie pojawiać się rzadziej. W końcu liczy się jakość, a nie ilość!
Jakie były Wasze kosmetyczne odkrycia ostatnich tygodni? Dajcie znać w komentarzach!
Wpadajcie na mój Instagram, jestem tam codziennie!