Dawno nie było żadnej makijażowej recenzji, mam jeszcze kilka paletek Sleeka do zrecenzowania, w tym od niedawna posiadaną nową paletkę Vintage Romance i intensywnie ją użytkuję, przyszła pora na jej krótką recenzję.
          Krótką ponieważ nie mam zamiaru po raz kolejny zachwycać się nad jakością cieni od firmy Sleek. Wszyscy wiemy, a przynajmniej Ci, którzy czytali moje poprzednie recenzje: [ TU ][ TUTAJ ][ TU ] oraz [ TUTAJ ] wiedzą, że są to świetne cienie jakościowo jak ich trwałość jest świetna podobnie jak genialna pigmentacja. Nie będę ukrywać, że ja bardzo lubię te paletki, właściwie każdą którą posiadam poza jedną, której niestety nie zrobię recenzji bo już ją sprzedałam (żałuję, że najpierw nie zrobiłam zdjęć). Poza tym jestem zachwycona, uwielbiam je i takie tam. Więc jeżeli Wy nie lubicie Sleeka, możecie kliknąć taki niewielki krzyżyk w prawym górnym rogu, bo ta recenzja będzie wyjątkowo pozytywna.
          Wiecie jaki mam kolor oczu? Zielony, właściwie nie do końca jako tako zielony, ale ja określam go mianem oliwkowego bo właśnie taki odcień mają moje oczy. Nigdy tak naprawdę nie wiedziałam jaki kolor cieni podkreśla moją tęczówkę, dopiero niedawno (dzięki blogosferze i Wam drogie blogerki :*) dowiedziałam się, że najlepiej zieloną tęczówkę podkreśla fiolet. Jako, że z fioletem miałam niewiele do czynienia nie do końca wiedziałam jaki wybrać odcień i właśnie wtedy pojawiła się nowa paletka Sleek Vintage Romance, która zawiera kilka pięknych odcieni fioletu.

sleek-vintage-romance

paletka-sleek

sleek-vintage-romance

          Ja mówiąc szczerze mimo zapewnień, że paletka Sleek Vintage Romance jest świetna i po obejrzeniu kilku naprawdę świetnych makijaży wciąż nie byłam przekonana. No kurcze co takiego SUPER może być w zwykłych fioletach? Powstrzymywałam się ile? Dwa tygodnie? Trzy, albo miesiąc? Ale pękłam… Przy zamówieniu pędzli z Cocolity.pl dorzuciłam sobie Vintage Romance i powiem Wam szczerze, że żałuję że zwlekałam jej zakupem, bo od kiedy do mnie przyszła jest moim niekwestionowanym ulubieńcem (chociaż ostatnio mam fazę na maty, to jednak ją uwielbiam!).
          Jak zwykle mamy w czarnym pudełeczku 12 świetnie napigmentowanych cieni, są odcienie perłowe oraz maty z brokatem. Nie mamy czystych matów, ale uważam że to dobrze, bo nie pasowałyby do całości paletki i ciężko byłoby je wkomponować w resztę odcieni.
sleek-vintage-romance

sleek-vintage-romance

          Widzicie, mamy trochę złota, czerń, fiolety i dzięki temu paleta Sleek Vintage Romance jest wyjątkowa. Chociaż ostatni dostrzegłam jedną wadę cieni od Sleeka, osypują się przy aplikacji i to bardzo. Szczególnie maty i brokatowe odcienie, nie jest to może tragedia, ale jednak jak makijaż robi się na szybko to może być to uciążliwe. Jak widzicie nic nie jest idealne. Jednakże mimo tego jednego cienia „niewiemcotutajrobię” i tego osypywania się paletka jest rewelacyjna, szczególnie dla zielono (oliwkowo)okich i można wykonać z nimi niesamowite makijaże! Vintage Romance od Sleeka jest świetna!

     Ponadto mam dla Was ważną informację, blog będzie zmieniał  nazwę jak i mój login się zmieni. Już za parę dni będę tutaj jako aGwer, także nie zdziwcie się jak zacznę Was odwiedzać pod tym nickiem. Mam nadzieję, że nie zgubicie mnie pod ogromem innych blogów i nie zapomnicie, że coraz-mniej, to aGwer. Wprowadzę wszystko etapami, najpierw podpisy, potem nagłówek a na końcu sam adres 😉