Paleta Zoeva matte, to jedna z nowszych propozycji marki. Weszła na rynek razem z kolekcją do brwi, która notabene jest bardzo udana. Chociaż kilka palet z Zoevy już mnie zawiodło, w przypadku wersji matte, bardzo liczyłam na lepszą jakość. Jak wiecie, nie przepadam za tymi wersjami na 10 cieni, natomiast palety na 16 kolorów podobają mi się znacznie bardziej. Kupując wersję matte obiecałam sobie, że to będzie ostatnia paleta Zoevy, której dam szansę. Urzekły mnie ciepłe, jesienne i bardzo modne aktualnie kolory. Czy żałuję zakupu?
Paleta Zoeva matte – pierwsze rozczarowania
Paleta Zoeva matte, kupiła mnie swoimi kolorami. Nie skupiałam się zbytnio na fakcie, że większość palet tej marki się u mnie nie sprawdziła. Nie interesowało mnie, że nie jest dostępna w Polsce (co mnie raczej jeszcze bardziej nakręcało), bo kolory po prostu do mnie krzyczały. Ciepłe barwy, fiolet, czerwienie, pomarańcz i brązy. Odcienie bardzo modne i wpisujące się w panujące trendy, co jeszcze bardziej mnie ku niej pchało. Niestety, pierwsze rozczarowania pojawiły się zaraz po otrzymaniu przesyłki.
Swatche wykonane palcem, bez nałożenia na rękę bazy, są świetne! Pigmentacja jest na całkiem dobrym poziomie, cienie nadmiernie się nie osypują i ładnie wyglądają na skórze. Problemy zaczynają się podczas aplikacji za pomocą pędzla. Niestety kolory tracą na pigmentacji podczas blendowania i zlewają się w brzydką plamę. Po wykonaniu pierwszego makijażu byłam tym tak bardzo zirytowana, że paleta na długo poszła w odstawkę. Powoli do niej wracałam wplatając cienie do makijaży, które robiłam innymi produktami. Chciałam dać jej szansę i przetestować na kilku bazach, różnymi sposobami aplikacji. Z czasem doszłam do wprawy w wydobywaniu z niej intensywności tych pięknych kolorów, ale trwa to zdecydowanie dłużej niż w przypadku innych palet czy cieni, które posiadam.
Trudna miłość
Nie mogę w tej chwili powiedzieć, że jej nie lubię. Nie mogę też jednak stwierdzić, że ją uwielbiam. Paleta Zoeva matte jest po prostu trudna. Głównie ze względu na fakt, że mimo niesamowitej łatwości w obsłudze (blendują się obłędnie, cienie są mięciutkie i mają dobry pigment), ciężko uzyskać nimi intensywne kolory. Pobawiłam się nią całkiem sporo, popróbowałam, kombinowałam z kolorami, nakładałam na bazę z korektora, na bazę pod brokat, cień w kremie i solo. Najmocniej podbite kolory uzyskałam na nieprzypudrowanej bazie z korektora i tej pod brokat, ale wtedy rozcieranie jest znacznie trudniejsze i nie ma miejsca na pomyłkę. Przez tę niedogodność i fakt, że po roztarciu kilku odcieni, mieszają się tworząc niezbyt ciekawy kolor, nie sięgam po nią tak często jak myślałam, że będę.
Czy warto kupić paletę Zoeva matte?
To zależy od tego, czy macie ochotę na trudną w obsłudze paletę. Trudną ze względu na to, że do uzyskania odpowiednich kolorów, wymaga znacznie więcej pracy niż chociażby ➥ glamshadows. Nie podoba mi się to, że kolory się zlewają, a nad intensywnością trzeba pracować. Ja sobie poradzę, pokombinuję i znajdę swój sposób, ale laik może być nią rozczarowany. Lubię ją, kolory są przepiękne, a kiedy uzyskam to, o co mi chodzi trwałość też jest doskonała. Niestety zbyt dużo pracy trzeba włożyć, aby osiągnąć zamierzony efekt. Miałam nadzieję, że marka poprawiła jakość cieni, bo w poprzednich paletach (Rodeo Belle, Retro Future czy En Taupe) również pojawiał się ten problem. Spodziewałam się po tej palecie czegoś więcej.
Paletę Zoeva matte można zamówić na oficjalnej stronie marki za ok. 22€ plus wysyłka. Paczka idzie do nas z Niemiec i stosunkowo szybko dociera do Polski, ale aktualnie jest dostępna na mintishop.pl. Czy jest warta świeczki? Moim zdaniem nie, ale ostatecznie musicie ocenić to same.
Obiecałam sobie, że paleta Zoeva matte będzie ostatnią, jaką kupię tej marki. Natomiast już wiem, że będzie ciężko bo najnowsza paleta z pastelami jest niezwykle kusząca. Jestem pewna, że stoczę ze sobą dużą walkę czy ją kupić czy nie, bo ten miętowy cień to kolor, którego szukam od lat. Będzie ciężko się powstrzymać.Jest jakiś produkt, z którym łączy Was love hate relationship?