➥ Dlaczego e-czytanie jest fajne?
➥ 3 książki, od których nie mogłam się oderwać
➥ Harry Potter – książka mojego dzieciństwa
Przyznam szczerze, że dość długo się broniłam przed czytnikiem. No bo, że jak? Przecież ja potrzebuje KSIĄŻKI, z kartkami, okładką i w ogóle zapachem książek itd. Gdyby mi ktoś powiedział na początku tego roku chociażby, że będę czytać książki na czytniku to bym go wyśmiała. Nie pociągało mnie to w ogóle, było to dla mnie nienaturalne i po prostu dziwne. Aczkolwiek przyjaciółka spory czas temu sprawiła sobie Kindla i wychwalała go w niebiosa. Widziałam go, macałam, no i co czym tu się podniecać? Ale moje zdanie zmieniło się o 180 stopni i nie żałuję, że tak się stało! Tak, mam czytnik i nie wyobrażam sobie już bez niego życia!
Czytnik na który ja się zdecydowałam to KOBO Touch, czyli jakby wcześniejsza wersja KOBO Glo. Dlaczego wybrałam touch, a nie Glo? Ponieważ różnica w cenie to było aż 200zł, a różniły się tylko wizualnie (touch ładniejszy :D), Glo miał podświetlenie i większą rozdzielczość ekranu, chociaż wielkość taką samą. W końcu nie kupowałam tableta tylko czytnik, gdzie kolory to czerń i biel oraz szarość między nimi. Mój Kobo kosztował 260zł z przesyłką, zaś Glo to koszt już ponad 500zł, a za tyle możemy już mieć Kindle (no może jeszcze + ok 100zł). W każdym razie nie żałuję, że wybrałam touch, bo jestem bardzo zadowolona!
Czytnik Kobo Touch jest czytnikiem, który spodobałby się niejednej kobiecie. Wizualnie jest bardzo elegancki i jego wykończenie jest bardzo przyjemne. Także na pewno jest bardzo przyjemny dla oka, a jak wiadomo kobiety lubią ładne rzeczy. Przejdźmy jednak może do technicznych aspektów czytnika. Ekran ma 6 cali i jest to monochromatyczny E Ink, ma oczywiście dotykowy ekran. Co najważniejsze jest matowy, więc nie odbija światło, co jest mega ważne jak się czyta, bo w końcu czytnik ma nam naśladować książkę, która przecież nie powinny błyszczeć i odbijać światła.
W Kobo mamy coś takiego jak pulpit, gdzie pokazane są przeczytane, zaczęte i włączane ostatnio przez nas książki od razu z wyświetlonym procentem przeczytania. Przy okazji pokazuje nam się statystyka, czas czytania i procent przeczytanych książek z całej biblioteki. Ale to nie wszystkie bajery! Możemy dobierać sobie czcionki, chociaż nie wszystkie wgrane mają polskie znaki, możemy je zmniejszać, zwiększać, zmieniać odstęp między zdaniami i wielkość marginesów. Kobo pokazuje nam również naszą bibliotekę i wszystkie książki jakie w niej mamy i bez problemu możemy wyszukać tytuł, który nas interesuje poprzez wpisanie w wyszukiwarkę. Fajną choć niekoniecznie potrzebną opcją jest możliwość połączenia się z internetem, ja w sumie z tego korzystałam tylko jak instalowałam oprogramowanie, a to można robić podłączając czytnik do komputera, gdzie nie potrzeba nam internetu w czytniku. Przy włączaniu tej opcji od razu pokazuje nam się procent baterii, data i godzina. Poza tym ma w środku kilka innych opcji, ale ja właściwie ich nie używam. Interesuje mnie moja biblioteka i książka jaką aktualnie czytam i nic więcej właściwie. Poniżej możecie zobaczyć jak wygląda sam tekst. Jak książka prawda? (pamiętajcie, że zdjęcia nie oddają stu procentowej jakości!!)
Jak wspomniałam już wcześniej i pewnie wiele razy to jeszcze powiem to nie wyobrażam sobie życia bez czytnika i nie wiem jak mogłam sobie radzić bez niego. Uwielbiam czytać i źle się czuję bez książki przy sobie, teraz mam je wszystkie ze sobą. Cieszę się, że moja przyjaciółka mnie przekonała i Kobo do mnie trafił, nie żałuję tej decyzji i zrobiłaby to ponownie i teraz każdemu będę polecać taką opcje czytania! Masz zawsze wszystkie książki przy sobie i nawet jak skończysz, nie masz problemu z sięgnięciem po następną, bo… masz je wszystkie w jednym miejscu!
Ja jestem na TAK, a Wy jaką preferujecie formę czytania? Ma ktoś z Was czytnik, jaką macie opinię na temat e-czytania? Koniecznie dajcie znać! 🙂
PS. Od dziś na blogu pojawiła się wtyczka Disqus, dzięki której będziecie mogli komentować moje wpisy również jak będę na swoim serwerze, co będzie mam nadzieję już niedługo! Wystarczy raz się zalogować i już automatycznie za każdym razem będziecie już zalogowani. Coraz więcej blogów używa tej opcji, więc raz się logując na każdym blogu z Disqus będziecie mogli używać swojego nicka 🙂 Jakby się coś działo z tą opcją, piszcie!