Jakiś czas temu wygrałam w rozdaniu olejek z pestem malin e-fiore na blogu opowieści naturalnej treści. Olejek ten jest całkowicie naturalny i w związku z tym bardzo się ucieszyłam, że taki olejek trafi właśnie do mnie.
Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia do czego może służyć olej z pestek malin i wcześniej o takim oleju nawet nie słyszałam. Możecie więc sobie wyobrazić, jaka była moja ciekawość oczekując na paczuszkę, która przyszła z lekkim opóźnieniem.
Na opakowaniu producent zapewnia, że produkt jest w 100% naturalny, pozyskiwany jest z tłoczenia na zimno i ma wiele dobrych właściwości. Olej z pestek malin zawiera kwasy tłuszczowe takie jak linolenowy (omega-3) oraz linolowy (omega-6), które świetnie wpływają na skórę. Olej posiada również sporo karotenoidów i kwasu elagowego, który ma właściwości przeciwrakowe. Według producenta olej świetnie nawilża, pobudza regenerację skóry, wspomaga gojenie, działa przeciw zaskórnikowo i jest idealny do suchej skóry, która ma skłonności do podrażnień. Dzięki swoim naturalnym właściwością olej ten poprawia miękkość skóry, jej gładkość i jędrność ponadto wzmaga produkcję kolagenu i elastyny. Jeszcze poza tymi wszystkimi super właściwościami olej chroni skórę przed promieniami UV.
Czy faktycznie ten olej jest tak wspaniały jak zapewnia nas producent?
Według producenta olej mamy stosować bezpośrednio na skórę, można go rownież dodawać do kosmetyków profesjonalnych, jak i stosować w domu. Ponadto nadaje się do zabiegów fryzjerskich. Czyli generalnie włosy o co chodziło mi najbardziej.
Buteleczka, którą ja otrzymałam ma pojemność 150ml i jest wykonana z ciemnego szkła, które umożliwia kontrolowanie ilości oleju w butelce. Jako całość opakowanie jest okej, jedynie dozownik jest tragiczny… Jak widzicie na poniższym zdjęciu jest to taka dziurka przez, którą wylewa się olej. Działa to bardzo opornie, ledwo co leci i trzeba się namachać żeby wydobyć tyle ile się chce. Jest to bardzo nie wygodne. Z czasem wyciągnęłam po prostu ten koreczek i lałam bezpośrednio z butelki.
Kolor to bardzo intensywna żółć, którą możecie zobaczyć w dolnej części zdjęcia, trochę brudzący całe otoczenia ale jeżeli chodzi o skórę to nie pozostawia na niej żadnego śladu swojego koloru. Zapach jest trochę dziwny mówiąc szczerze. Czuć maliny, ale tak… strasznie głęboki i jakby były takie… w kompocie? W dżemie malinowym domowej roboty? Jeżeli o mnie chodzi średni mi pasuje, jest bardzo dziwny.
Trzeba teraz jednak zwrócić uwagę na jego działanie, od razu powiem że nie jest to olej, który zawsze będzie u mnie gościł. Jest to olej, który chętnie sprawdziłam i byłam ciekawa efektów, ale nie porwał mojego serca już mówię dlaczego. Jeżeli chodzi o stosowanie na twarz, to zrobiłam to zaledwie parę razy ponieważ nie lubię, bardzo nie lubię mieć czegoś tłustego na twarzy. Strasznie mi to przeszkadzało i nie mogłam wytrzymać, poza tym głównie chodziło mi o włosy i jeżeli o nie chodzi to bardzo fajnie działa. Sprawdzałam go solo, razem z maską oraz z masłem Shea. Jeżeli chodzi o działanie solo to włosy są faktycznie po jego użyciu nawilżone, mięsiste i błyszczące, z maską nie odczułam żadnej różnicy. Ale najlepiej sprawdził się w połączeniu z masłem Shea. Najpierw posmarowałam włosy olejem z malin, a po chwili wtarłam w nie masło Shea w znacznie mniejszej ilości. Efekt był powalający, dawno moje włosy nie były takie lśniące, miękkie i sypkie. Generalnie jak użwywałam solo oleju z pestek malin i osobno masła Shea nie było takiego efektu jak połączyłam te dwa produkty. Więc jeżeli macie jakieś masło Shea i wpadnie Wam w ręce olej z pestek malin spróbujcie to połączyć bo efekt Was powali!
Miał ktoś z Was styczność z tym olejem? 🙂