Wciąż trwa wielki bum na skarpetki złuszczające do stóp, a co z dłońmi? Moim zdaniem o dłonie powinni dbać wszyscy bez względu na płeć. Nasze dłonie poniekąd są nasz wizytówką, szczególnie nas – kobiet. Nie wyobrażam sobie ich nie pielęgnować, od dawna krem do rąk to mój must have, a od niedawna często dłonią funduję peeling i od jakiegoś czasu szukam maski do dłoni, która mogłaby mi zapełnić jedwabistą gładkość oraz porządne nawilżenie. Niestety maska, o której dziś mowa nie spełniła moich oczekiwań, chcecie wiedzieć dlaczego?

          Zanim jednak odpowiem na to pytanie zacznę od informacji ogólnych. Nawilżająco odżywiającą brzoskwiniową maskę do rąk dorwałam w przypadkowej, absolutnie nie planowanej wizycie w Hebe za ok 15zł.  Kupiłam ją wtedy kiedy dorwałam również skarpetki złuszczające tej samej firmy, o których pisałam [ tutaj ] zanim pojawiły się w Biedronce. Skusił mnie brzoskwiniowy zapach i to, że maska do stóp tej firmy fajnie się u mnie sprawdziła. Byłam bardzo ciekawa czy się sprawdzi, bo nie ukrywam, że maski do rąk to dla mnie nowość, a chciałabym na stałe wprowadzić ten element do mojej pielęgnacji dłoni.
          Brzoskwiniową maskę z PureDerm otrzymujemy w takiej samej saszetce jak skarpetki złuszczające i również w środku znajduje się jedna para rękawiczek. Producent zaleca aby nałożyć je na dłonie i pozostawić od 20 do 30 minut i zapewnia, że po zdjęciu nie musimy myć rąk. No okej… A jak dłonie zachowywały się po tych 30 minutach?

          Niestety był oblepione bardzo nieprzyjemnym filmem, no ale nie zraziłam się od razu. Pomyślałam sobie, że może warto wmasować pozostałości w skórę, w końcu pozostałości maski nie powinny zrobić mi krzywdy. Jak pomyślałam tak też zrobiłam, niestety niewiele to dało… Dłonie pokryte były cienką warstwą średniotłustego filmu, które za cholerę nie chciał wchłonąć. Czekałam i czekałam, ale to również nie przyniosło efektów. Nie chciałam myć rąk (choć ogromnie mnie kusiło), ale na szczęście maskę nałożyłam wieczorem więc po prostu poszłam spać. I wiecie co? Rano wciąż film był na dłoniach… Nie wszędzie, bo w nocy się po prostu wytarł, ale w zagięciach między palcami wciąż go czułam.
Miarka się przebrała.
Umyłam ręce.
Efekt?
          Miałam wrażenie, że zmywam z rąk całą maskę, którą miałam na rękach wieczór wcześniej. Znacie to uczucie? Jak np. za szybko po nałożeniu kremu do rąk myjecie dłonie? To właśnie było takie uczucie. Jakbym to po prostu spłukała…
          Po wyschnięciu skóra była dokładnie taka sama jak przed nałożeniem maski. Nie czułam większej miękkości, delikatności czy gładkości skóry. Nie była bardziej jedwabista czy żeby cokolwiek się z nią stało.

          Zmarnowałam 15zł, na szczęście to nie majątek ale jakbym wiedziała, że ta maska to taki bubel to kupiłabym sobie coś zupełnie innego. Kompletnie nic nie zrobiła z moimi dłońmi, na moją skórę dłoni nie miała kompletnie żadnego wpływu. Zdjęcie rękawiczek dało tylko nieprzyjemne uczucia i niekomfortową warstwę na skórze. Nie polecam, wręcz odradzam i radzę poszukać czegoś innego…
          Może już coś znacie i możecie mi polecić?