Muszę się przyznać, że w tym miesiącu kompletnie zapomniałam o ulubieńcach! Byłam przekonana, że post pojawił się już na początku listopada, a tu taka niespodzianka! Jak to mówię: skleroza nie boli. Przybywam jednak aby nadrobić zaległości, bo wiem, że lubisz ulubieńców. Zresztą podobnie jak ja, więc szkoda by było ich pominąć szczególnie, że kosmetyki są naprawdę rewelacyjne. W związku z tym zapraszam na siedmiu wspaniałych z października! Będzie co czytać.

          W tym miesiącu wybór ulubieńców był oczywisty, ani przez chwilę nie zastanawiałam się co w październiku uzyska miano ulubieńca. Jeden z nich nawet jest wśród nich od około trzech miesięcy, ale jeszcze nie załapał się na zdjęcia. W związku z tym, że z grupy pielęgnacyjnej mam tylko jeden produkt to właśnie od niego zacznę:
  • Nivea, long repair – odżywka odbudowująca z płynną keratyną i olejkiem babassu, która genialnie działa na moje włosy. Jest gęsta jak maska, mocno nabłyszcza i wygładza włosy. Przedłuża ich świeżość i daje efekt tafli. Moje uwielbiają ją, bo ma w sobie silikony, więc staram się używać ją zamiennie z odżywkami bez silikonów przez co włosy nie są oblepione.  Ponadto kosztuje od 7zł do 9zł. Planuję napisać jej pełną recenzję, więc niebawem pojawi się więcej informacji.

          W kwestii zapachów mocno kieruje się pogodą za oknem. Czy to chodzi o zapach w domu, czy perfumy, ale myślę, że nie jestem jedyna. W związku z tym w moim domu zapanował mocniejszy, bardziej intensywny zapach, który idealnie wpisuje się w jesienne klimaty. Ponadto w okół siebie lubię w chłodniejsze dni coś mocniejszego niż latem czy wiosną. Stąd wybór padł na coś, na co czekałam z utęsknieniem!
  • Mandarin Cranberry, Yankee Candle – to ciepły, przepełniony mandarynką zapach, który cudownie dopełnia żurawina. Dla mnie nie jest ani za słodki, ani za mocny. Idealnie spisuje się w jesienne wieczory. Odnoszę wrażenie, że jest ciepły i mocno otulający.
  • Katy Perry, Killer Queen – to zapach, który sprawiłam sobie rok temu i nie zdążyłam się nim nacieszyć. Od początku października jest ze mną codziennie i choć to delikatnie słodszy zapach niż te, które używam zazwyczaj to perfekcyjnie pasuje do deszczu za oknami. Moja wersja kosztowała ok 80zł.

          Jeżeli chodzi o kolorówkę to mocno ograniczyłam się do produktów, które używałam do makijażu brwi. Głównie dlatego, że październik był dla mnie dość intensywnym miesiącem i nie bardzo miałam czas na pełny makijaż. Stawiałam na poprawione brwi i dobrze wytuszowane rzęsy. Generalnie wolę pełny makijaż jeżeli już wychodzę z domu, ale czas nie zawsze mi na to pozwalał. Poprzedni miesiąc przyniósł mi odkrycie, w którym pomimo niełatwego użytkowania daje fenomenalny efekt wizualny. A chodzi oczywiście o pomadkę dose of colors.
  • Dose of colors, Berry me 2 – znalazłam przypadkiem zdjęcie na Instagramie, gdzie dziewczyna miała usta pomalowane na piękną, soczystą ale chłodną… właśnie? Jagodę? Malinę? Merry me 2 moim zdaniem to idealny kolor na jesień, cudowny odcień łączący w sobie fiolety i róże, dający efekt właśnie takiej malinowej jagody. Kolor pokazywałam [tutaj] i [tutaj]. Pomadka nie jest najtańsza, bo kosztuje ok 70zł, ale jej kolor jest REWELACYJNY. Gorzej niestety z aplikacją, trwałością i wysuszeniem, ale o tym w osobnym poście.
  • Golden Rose, eyeborw powder – dla siebie posiadam nr 106, ale mam jeszcze 102 bodajże i muszę przyznać, że są to najlepszy pudry do brwi jakie miałam przyjemność stosować. Są bardzo dobrze napigmentowane, ale nie ma problemu z ich wyczesaniem, kolory są świetne i cena również przemawia na ich korzyść (10-11zł). Trzy razy tak!
  • Senna, brow fix – żel do brwi, na który namówiła mnie Maxineczka po wielokrotnych pochwałach na swoim kanale. I co? Muszę przyznać jej rację. Jest to najmocniejszy żel jaki miałam okazję stosować i choć mógłby mieć mniejszą szczoteczkę, to naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Mój odcień to taupe i świetnie się sprawdza, bo nie jest ani za jasny, ani za ciemny. W tym wypadku jest to jednak już spory koszt ok 70zł, ale jakość jest genialna.

          Moim ostatnim ulubieńcem października jest nowy smartfon Huawei P8 lite, który wybrałam z okazji przedłużenia umowy. Dlaczego ten? Słyszałam sporo pozytywnych opinii no i skusił mnie oczywiście bardzo dobry aparat, co było głównym wyznacznikiem wyboru telefonu. Jestem z niego bardzo zadowolona, bo nie dość, że podoba mi się wizualnie, to jeszcze jest bardzo przyjemny w obsłudze.
          To by było na tyle jeżeli chodzi o ulubieńców minionego miesiąca. Nie jest tego dużo, ale każdy produkt to dla mnie hit i poza tym, że lubię sprawdzać nowości, to jednak do tych produktów będę chętnie wracać z przekonaniem, że sięgam po najwyższą jakość.
A jacy są Twoi październikowi ulubieńcy?

FACEBOOK INSTAGRAM YOUTUBE TWITTER | SNAPCHAT:agwer_blog