Jak co miesiąc, tak i w maju znalazło się kilka kosmetyków, które używałam często, namiętnie i bez opamiętania. W związku z tym, chcę Wam dziś pokazać te produkty, pośród których, jak zwykle dominuje kolorówka. Nie mogło się obyć bez cieni z Makeup Geek, rozświetlacza z Lovely i najnowszego tuszu z Maybelline, resztę pokażę Wam w poście poniżej. Jeżeli macie ochotę poznać kosmetycznych ulubieńców maja, zapraszam Was na dzisiejszy post!
Im na dworze wyższa temperatura, tym mam mniej energii żeby w ogóle się malować. Na szczęście w maju temperatury były jeszcze znośne, więc można było poszaleć. Niestety czerwiec przyniósł takie upały, że makijaż momentami wydaje mi się po prostu, bez sensu. Jestem zdecydowanie zimnolubna i dla mnie lato to najgorsza pora w roku, nie da się oddychać, wszyscy śmierdzą i są spoceni, to kompletnie nie mój klimat… Wracając jednak do tematu, w maju moimi oczami zdecydowanie zawładnęły foliowe cienie Makeup Geek, zresztą nie tylko foliowe, ale i cała reszta. Na zdjęciu pokazałam Wam cztery, które najczęściej gościły w moim makijażu, czyli: Pegasus, Whimsical, In the Spotlight i Caitlin Rose. Za pomocą tego ostatniego zrobiłam ostatnio makijaż, który pokazywałam Wam na moim FB, dokładnie [ tutaj ].
Jak już oczy wymalowałam, trzeba było zająć się tuszowaniem, a moją ulubioną maskarą w maju była Maybelline Lash Sensational, czyli najnowszy tusz tej firmy. Świetnie rozczesuje, fajnie wydłuża, delikatnie podkręca i efekt jest naprawdę bardzo zadowalający. Ponadto nie osypuje się, długo trzyma na rzęsach i nie sprawia, że po kilku godzinach opadają. Jestem zdecydowanie na tak! Chociaż opakowanie nieco się pozdzierało, to właściwości mascary wciąż pozostają takie same.
Jak wiecie, nie jestem ogromną fanką rozświetlaczy, wolę naturalny efekt i w jego otrzymaniu, pomagały mi dwa produkty. Pierwszym z nich była baza L’oreal Lumi Magique, która daje bardzo delikatne, fajne wykończenie z efektem zdrowej, promiennej skóry. Subtelne rozświetlenie daje właściwie pod każdym podkładem, lekka, przyjemna i choć śmierdząca, to godna uwagi baza rozświetlająca. Drugim produktem, który stosowałam w dni, kiedy miałam ochotę na mocniejszy błysk, był rozświetlacz z Lovely, w wersji Silver. Jest świetny dla kogoś z chłodną urodą, bardzo delikatnie odbija światło, przez co skóra wygląda na zdrową i taką wiecie, flowless.
Na moich paznokciach, choć wciąż będących w kiepskim stanie, najczęściej gościła odżywka z Sally Hansen, ale jak miałam parcie na kolor, sięgałam po lakier Essie, Garden Variety. Mocny turkus, podbity niebieskim, cudo! Pokazywałam Wam go w recenzji lakieru [ tutaj ]. Piękny, totalnie w moim stylu i skierowany do tych z Was, które lubią poszaleć ze swoim mani na co dzień!
Pozostał mi do przedstawienia Wam jedynie rodzynek z pielęgnacji, a jest to peeling enzymatyczny z Dermiki. Bardzo się cieszę, że w końcu zdecydowałam się na tego typu peeling, ponieważ moja cera teraz ma się zdecydowanie lepiej. Po jego zastosowaniu, moja skóra nie jest zaróżowiona, a gładka i bardzo miękka zauważyłam też, że pory są nieźle oczyszczone. Pięknie pachnie i bardzo lubię go używać. Z czystym sercem mogę go polecić dla tych kobiet, które mają cerę naczynkową lub podatną na zaczerwienienia, u mnie spisuje się świetnie.
Jak zwykle na koniec zostawiłam sobie zapachy. W maju umilałam sobie wieczory głównie woskiem Stony cove, który aktualnie jest moim numerem jeden. Świeży, delikatnie słodki, taki orzeźwiający, ciężko mi go opisać, ale jest idealny na letnie dni, kiedy potrzebujemy orzeźwającego kopa. Natomiast Meadow showers, umilał mi zazwyczaj poranki. Świetny, świeżo, trawiasty zapach z nutką delikatnej rosy, również orzeźwiający, ale jak widać, uwielbiam takie zapachy!
Z tymi produktami lubiłam się w maju, a Wy jakie produkty polubiliście w minionym miesiącu?