buble-kosmetyczne
Rzadko kiedy trafiam na buble kosmetyczne. Naprawdę! Może dlatego, że jestem blogerką z krwi i kości, i zanim coś kupię czytam blogi. Ewentualnie po lekturze jakiejś recenzji dopisuję do listy kosmetyk, który chcę nabyć. Inaczej nie podejmuję decyzji zakupowych. Przynajmniej nie tych kosmetycznych. Jeżeli nie mam czasu na czytanie długich recenzji pytam znajomych albo Was i dopiero wtedy kupuję. Od dawna staram się dokonywać mądrych decyzji, nie gromadzić nadmiaru kosmetyków (TAK, JASNE! A te 247 pomadek, to co?!). Dzięki temu, że zawsze przed zakupem sprawdzam opinię, właściwie nie zdarzają mi się wpadki. Niestety ostatnio nadziałam się na kilka produktów, które się u mnie totalnie nie sprawdziły lub po prostu bardzo mnie rozczarowały i są to bez dwóch zdań buble kosmetyczne.

➥ Kosmetyki kolorowe, które się u mnie nie sprawdziły

buble-kosmetyczne

Buble kosmetyczne ostatnich tygodni

YOPE, Naturalny krem do rąk

Pewnie się dziwicie, że się tutaj pojawił, skoro jakiś czas temu go chwaliłam. Niestety ale na zachwytach nad zapachem i (co się później okazało krótkotrwałym) nawilżeniem, się skończyło. Po dłuższej przerwie okazało się, że krem działa tylko doraźnie i mimo przyjemnie miękkiej skóry zaraz po aplikacji, to uczucie szybko mija. Nie daje długotrwałego nawilżenia i po kilkudniowej przerwie w używaniu musiałam stosować go w dużych ilościach, aby skóra doszła do siebie. Odniosłam też wrażenie, że po kilku miesiącach regularnego stosowania zamiast pozytywnie wpłynąć na stan skóry, trochę mi ją wysuszył. Poza tym, ja nie cierpię kremów do rąk w takich opakowaniach. Za każdym razem zawartość w zdecydowanie za dużej ilości wypływa na zewnątrz i nieestetycznie zastyga. Zapach jest naprawdę w porządku, wchłanianie i uczucie nawilżenia po zastosowaniu też. Niestety, na dłuższą metę, ten krem się u mnie nie sprawdził i nie bez powodu trafił do bubli kosmetycznych.

Nivea, Balsam pod prysznic

Mam problem z regularnym stosowaniem balsamów i wcale się tego nie wstydzę! W poszukiwaniu rozwiązania dla leniwych trafiłam na propozycję marki Nivea. Niestety jest to pierwszy produkt tego typu jaki stosowałam i na pewno nigdy więcej go nie kupię. Przynajmniej nie ten z Nivea, który absolutnie NIC nie robi z moją skórą. No, może poza pozostawieniem na niej warstwy, która ani się nie klei, ani się nie wchłania. Stosuję go już długo, bo ponad miesiąc (wydajności nie można mu odmówić), ale nie zanotowałam nawilżenia, bardziej elastycznej skóry, czy nawet większej miękkości. Jestem zawiedziona i mam nadzieję, że mój zamiennik z Balea spisze się lepiej.
➥ Co warto kupić z Balea?

Lirene, płyn micelarny z Morską Algą

Zdaję sobie sprawę z tego, że płyn micelarny, to delikatniejszy produkt do demakijażu. Niekoniecznie powinien radzić sobie z cięższym makijażem. Jednakże, jeżeli na samym środku etykiety widzę napis „usuwa makijaż wodoodporny”, to mam już wobec niego zdecydowanie wyższe wymagania. Ten płyn nie radzi sobie ze zwykłymi cieniami i podkładem, a co dopiero z produktem wodoodpornym. Jest bardzo delikatny i średnio się spisuje przy zmywaniu nawet codziennego makijażu. Poza tym zdarzało się kilkakrotnie, że szczypał nie w oczy. Może się sprawdzić do oczyszczania twarzy po przebudzeniu i zaraz przed snem, ale demakijaż to niestety totalna klapa.

Batiste, XXL plumping powder

Ten produkt czekał na ujawnienie bardzo długo. Zaraz po zrobieniu tych zdjęć wylądował w śmietniku. Jako osoba, która cierpi na permanentny przyklap szukam różnych sposób na uniesienie włosów u nasady. Jednym z polecanych przez wiele dziewczyn produktów, był właśnie proszek Batste. Jako wielka fanka  suchych szamponów tej marki, nie mogłam go nie spróbować. Niestety okazało się, że to produkt, który nadmiernie skleja włosy i dzięki temu sklejeniu trochę unosi. Ja wiem, że taki proszek usztywnia, utrwala włosy i może je lekko sklejać. LEKKO. Przy nim miałam wrażenie, że moje włosy są oklejone czymś sztywnym i nieprzyjemnym, czego później nie dało się z włosów wyczesać. Nie polecam, a sama żyję z wiecznie przyklapniętymi włosami.

Szampon zwiększający objętość

Real Techniques, Brush Celansing Gel

Kupiłam go w TKMaxx oczywiście z myślą o czyszczeniu pędzli. Jedyną rzeczą, która mi się w tym produkcie podobała, to żelowa konsystencja. Cała reszta była bardzo słaba. Zapach mocno chemiczny z domieszką cytrusów (choć początkowo nawet mi się podobał), bardzo słabo się pienił, a z domywaniem pędzli radził sobie kiepsko. Nie mogę powiedzieć, że ich nie domywał, ale przy pędzlach do podkładu albo korektora nie było mowy o dokładnym czyszczeniu. Ja po kilku próbach się poddałam i zużyłam go jedynie do mycia pędzli po sypkich produktach i to w jasnych kolorach. Nie udało mi się domyć różowego, czerwonego, czarnego ani nawet ciemno brązowego cienia. Po prostu ten żel sobie z tym nie radził. Tyle dobrego, że nie wysuszył włosia, ani nie wpłynął negatywnie na jego stan. Zużyłam go do końca, bo nie lubię marnować produktów, ale szczerze odradzam, bo kompletnie nic nie robi.

buble-kosmetyczne
 
Te produkty okazały się dla mnie ogromnym rozczarowaniem i bez dwóch zdań to moje buble kosmetyczne. Wiele osób je chwaliło i polecało, ale niestety dla mnie to są kompletne buble. Pamiętajcie, że u Was mogą się sprawdzić, ale ja nigdy więcej ich nie kupię i będę omijać szerokim łukiem. Wam zresztą też radzę, ale ostateczna decyzja należy do Was!
 
Co Wam się ostatnio nie sprawdziło?