Chyba w końcu doszłam do momentu, w którym mogę powiedzieć, że nie mam większych chciejstw zakupowych. Jasne, że jest kilka produktów, które bym chciała, ale to nie tak, że nie mogę bez nich żyć. Dzisiaj chciałabym Wam pokazać moje nowości, które nagromadziły się w marcu. Część z nich przywiozłam z Genewy, część musiałam uzupełnić i tak oto uzbierało się trochę nowości. Bez szaleństw, więc jeżeli macie ochotę zobaczyć jakie kosmetyki wpadły mi w poprzednim miesiącu, zapraszam na post!

          Oczywiście nie mogło się obyć bez kolorówki, ale jak wspominałam, nie poszalałam w tym miesiącu. Zacznę jednak od produktu, który nie jest kosmetykiem, ale ułatwia przechowywanie jak i użytkowanie cieni. Tak, mowa tutaj o kultowej Z-palette, czyli magnetycznej palecie wykonanej z wysokiej jakości materiałów. Jak tylko pojawiły się na minti, wiedziałam że kilka sztuk do mnie trafi. Na sam początek skusiłam się na dużą i nie żałuję, a wręcz powiem, że chcę więcej! Na pewno sprïawię sobie inne rozmiary, ale czekam aż swoją wersję tych palet wypuści Hania DigitalGirl, bo na pewno będą tańsze, a jakość może być taka sama. 

          Z Genewy przywiozłam sobie róż z Narsa Deep throat, który od tego czasu używam prawie codziennie, ma genialną pigmentacje, na twarzy wygląda bardzo naturalnie dodając jej koloru i odrobiny blasku. Przepiękny, kobaltowy lakier firmy allessandro niedostępnej w Polsce wpadł mi w ręce podczas wizyty w drogerii Globus, a zgięty pędzelek do kresek Zoeva z genewskiego Douglsa. Drobne, ale jednak konkretne zakupy, które razem z kosmetykami z Lusha były bardzo udane. Zresztą z bliska pokazywałam Wam je w haulu z Genewy

          Bronzer z Kobo chodził za mną już dawno ale jakoś nie było mi z nim po drodze. Jednakże podczas krótkiej wizyty w Świnoujściu sprawiłam sobie właśnie nudian desert. Póki co jestem zachwycona, a więcej informacji znajdziecie w moim zestawieniu czterech chłodnych bronzerów. Lakiery China Glaze znalazłam w TKMaxx i jestem w nich zakochana. Poprzednie lakiery tej firmy średnio się u mnie spisały, ale te dwa są naprawdę świetne. Szczególnie ten ciemniejszy, marsala najmodniejszy kolor w tym sezonie. W marcu przybyło mi niewiele kolorówki, ale za to kilka hitów i jestem mega ciekawa jak się u mnie sprawdzą. Na pewno dam Wam znać!
          W pielęgnacji skupiłam się w tym miesiącu na twarzy i włosach. Zacznę od tej pierwszej kategorii, gdzie skończył mi się płyn micelarny i przybyły mi aż trzy. Pierwszy z nich to Green Pharmacy z owsem, który zamówiłam z allegro i jestem go bardzo ciekawa. Póki co jest całkiem nieźle. Kolejne dwa to płyny z L’oreala, które miały być Garnierem. Poprosiłam mamę o zakup micela na promocji w SuperPharm i zamiast Garniera sięgnęła po inną firmę. Szkoda, bo w promo 1 + 1 bardzo opłacało się kupić ten różowy Garnier i zapas miałabym na kilka miesięcy. Jednakże i te dwa na pewno zużyję, nie ma co narzekać. Również w SuperPharm skusiłam się na peeling enzymatyczny z Dermiki (na strefie okazji przy zakupach za 35zł czy coś takiego) i poza tym, że moja skóra nie jest po nim różowa, mega gładka, to bardzo ładnie pachnie. Pełna recenzja na pewno znajdzie się na blogu. Ostatnią rzeczą do pielęgnacji twarzy jest maseczka z Lush z płatkami owsianymi. Użyłam jej dopiero parę razy i jeszcze mam mieszane uczucia, więc od ostatecznej decyzji jeszcze się powstrzymam.
          Jeżeli chodzi o włosy, to kupiłam, nie wiem już które opakowanie, odżywki pokrzywowej z ANNY, nie mam pojęcia dlaczego jeszcze nie doczekała się recenzji, ale na pewno w tym miesiącu to nadrobię. Drugą wcierką jest Saponics z Faromy, gdzieśw wyczytałam, że też daje radę i chciałam jej spróbować, ale jedno opakowanie to za mało, więc na pewno skuszę się na kolejne żeby lepiej sprawdzić jej działanie. W gronie pielęgnacyjnym znalazł się też balsam do ust z LUSHa, który niestety nie okazał się bananowym, ale jakimś dziwno cytrynowym, co niestety średnio mi pasuje. W każdym razie używam go regularnie, bo moje usta ostatnio szwankują…
          Tak właśnie prezentują się moje nowości z marca. Uważam, że zakupy są konkretne, bez zbędnych produktów i jak pisałam, bez szaleństw. W kwietniu też nie przewiduję nic nadzwyczajnego, chociaż już wpadły w moje ręce dwie perełki. Ale zobaczymy co przyniesie kwiecień!
          Jak mijają Wam święta? Ja właśnie szykuję się na wyjazd do mojego TŻ do Świnoujścia, koniecznie dajcie znać jak Wy w tym roku spędzacie Wielkanoc! 🙂
PS. Od dziś zaczynam testowanie produktów marki murier paris, mam krem pod oczy, na dzień i na noc z serii Caviar i nie ukrywam, mam wobec niego wysokie wymagania. Ciekawe jak spisze się na mojej cerze…