Poznań znam dość dobrze, bywałam sporo razy i bardzo lubię to miasto. Nie ukrywam, że od pewnego czasu planowałam wyjazd do Poznania, bo miałam straszną ochotę na spacer po Starym mieście, zajście do Starego browaru no i oczywiście, czaiłam się żeby zajść do salonu MAC, który był moją główną atrakcją. Kompletnie nie planowałam wyjazdu do Poznania, ale okoliczności sprawiły, że o godzinie 10 w poniedziałek czwartego lipca stwierdziłam, że wsiadam w pociąg i jadę. Wstałam, ubrałam się i jak postanowiłam tak też zrobiłam!
Coś co musicie o mnie wiedzieć to to, że ja nie jestem typem spontanicznym. Bardzo rzadko zdarza mi się podejmować spontaniczne decyzje. Wszystko zazwyczaj muszę zaplanować, zorganizować, przekalkulować i dopiero podjąć decyzję o działaniach. Także to było całkowicie do mnie nie podobne…
Jak tylko znalazłam się na PKP poleciałam do automatu kupić bilet i zadowolona szłam na peron z biletem na pociąg o 11:30. Sprawdziłam tablicę i wszystkie informacje wskazywały, że miałam się udać na peron 4, gdzie pociąg do Poznania miał odjeżdżać o 11:35, myślę sobie pewnie opóźniony, albo coś. Nie widziałam innego pociągu w moim kierunku więc zadowolona czekałam sobie na pociąg. Mój bilet był na pociąg TLK, a podjechał InterRegio… Hmmm… Coś mi zaczęło śmierdzieć. Podeszłam do obsługi pociągu i się okazało, że to bilet nie na ten pociąg.. Yyyy… No cóż. Kupiłam bilet, dostałam potrzebne kwitki i miałam zwrócić poprzedni bilet w Poznaniu w 100%. Na szczęście się udało, ale niestety byłam stratna aż o godzinę. No trudno, jak dotarłam na miejsce miałam problem z zakupem biletu powrotnego w automacie, ale okazało się że był zepsuty więc musiałam stracić kolejne 20 minut na zakup biletu powrotnego, a kolejka była oczywiście nieziemska. Ale jak już wszystko załatwiłam udałam się do centrum handlowego CC zaraz przy PKP…
Zaraz po wejściu do City Center przywitała mnie wysepka Golden Rose, jest to coś czego w Szczecinie mi nie brakuje, ale na nic się nie skusiłam ponieważ mamy jedno czy dwa miejsca, gdzie znajdę kosmetyki tej firmy (nie wszystkie, ale jednak). Przeszłam się po centrum i nie ukrywam, że jest ogromne i ciężko było mi się połapać co jest gdzie, nawet z mapką! Ale po krótkim spacerku trafiłam do mojego celu, czyli do salonu MAC cosmetics!
Chciałam dobrać sobie podkład i pomadkę. Przejrzałam sobie co mają w asortymencie i zanim zdecydowałam się na jakiś odcień minęło sporo czasu. Wybrałam soczysty kolor o nazwie Craving o wykończeniu amplified. Tak jak się spodziewałam jest mocno napigmentowana i ma piękne, delikatnie błyszczące wykończenie, ale o samej pomadce i zdobyczach z MACa będzie osobny post. Skusiłam się też na podkład, o którym czytałam, oglądałam sporo. Dokładnie Face & Body, w odcieniu C1, który idealnie stapia się z moją skórą! Jest minimalnie jaśniejszy, ale to dlatego że złapałam parę promieni słońca, więc jak tylko opalenizna zniknie będzie totalnie w moim odcieniu. Póki co go testuję i nie mam jeszcze zdania, na pewno dam Wam znać! Zresztą tak samo jak o pomadce.
Później prosto z CC udałam się spacerkiem na Stary rynek, gdzie po spacerku na starym runku, zafundowałam sobie pyszny obiad, bo przez ten cały spontan zapomniałam zjeść śniadanie, a była już pora obiadu, więc mój brzuch dawał o sobie znać. Skusiłam się na nieziemsko zimną colę z lodem oraz piwko z sokiem imbirowym do obiadu (uwielbiam taką wersje piwa). W restauracji Sami swoi właśnie na obiad zaserwowali mi pierś z kurczaka z suszonymi pomidorami i makaronem ze szpinakiem, pycha! Dawno nie jadłam tak świetnie doprawionej piersi, a piwko było nieziemsko orzeźwiające przy tamtym upale!
Mój czas w Poznaniu zaczął powoli dobiegać końca i musiałam zacząć kierować się z powrotem na PKP. Wróciłam tą samą drogą, którą przyszłam przez stare miasto, deptak gdzie zahaczyłam o małe centrum handlowe, gdzie znajduje się Hebe i przechodziłam znów obok Starego Browaru. Pogoda zaczynała się uspokajać, więc było bardzo przyjemnie i spacer był tym czego chciałam! Znalazłam też największe szpilki jakie w życiu widziałam, a znajdowały się pod CC. Ktoś chce takie? 😀
A tak prezentują się moje łupy z salonu MAC. Czyż nie wyglądają przepięknie? Oba są już w obfocone i w regularnym użyciu! Wszystkich ciekawych zapraszam za jakiś czas na recenzję obu produktów!
Mimo kilku przygód i ograniczonego czasu to ten wyjazd to było coś, czego potrzebowałam. Niby nic wielkiego, niby tylko parę godzin ale od dawna czekałam dokładnie na TO. Chętnie zostałabym jeszcze dzień lub dwa, żeby móc porządnie wypocząć, no ale nie można mieć wszystkiego! Jak dobrze pójdzie to w te wakacje jeszcze pojawię się w Poznaniu i nie tylko. Zresztą… Na pewno dam Wam znać.
PS. Zwolniło się miejsce na kursie u Maxineczki w Warszawie, więc 19 września będą tam i ja!! 🙂