Marka Tune Cosmetics, to młoda polska firma założona przez Martę Szymańską. Marta jest miłośniczką makijażu i… muzyki. Stąd właśnie powstał pomysł na stworzenie paletki cieni The D-(dur) eyeshadows palette. To pierwszy produkt marki, który miałam przyjemność poznać z bliska jako jedna z pierwszych osób w Polsce, a ponieważ używam jej już całkiem długo – pora na recenzję. Specjalnie czekałam do końca tygodnia aby pokazać Wam tę paletę, bo mam też dla Was niespodziankę!
Tune Cosmetics The (D)-dur eyeshadows palette
Jak już wiecie, paleta jest połączeniem dwóch pasji właścicielki: muzyki i makijażu. Właśnie dlatego zarówno nazwa palety jaka i cieni mają powiązania z muzyką. Uważam, że to bardzo oryginalny pomysł i podoba mi się taka idea marki, która jest kontynuowana również przy innych produktach. Zajmijmy się jednak bohaterką dzisiejszego postu, czyli paletą The (D)-dur eyeshadows palette, która kosztuje 149zł (24g.). 12 cieni zamknięte jest w porządnej kartonowej palecie, cienie są dobrze zabezpieczone i ciesze się, że każdy z nich jest podpisany. Mnie osobiście tylko nie podoba się kolor kartonu, ale to dlatego, że ja po prostu wolę bardziej stonowane opakowania. The (D)-dur eyeshadows palette nie ma lusterka, za to ma uroczą folię ochronną na cienie i kartonik, z którego wyciągamy paletę.
Musicie wiedzieć, że wszystkie kosmetyki Tune Cosmetics, więc również ta paletka są całkowicie produkowane w Polsce, są wegańskie i oczywiście nie testowane na zwierzętach. Początkowo paletę można było dostać jedynie na stronie producenta, ale od niedawna wszystkie kosmetyki firmy dostępne są w różnych drogeriach internetowych.
Zobacz: Pudry brązujące Tune Cosmetics, czy warto je kupić?
Kolory, pigmentacja i trwałość
Nie będę przed Wami ukrywać, że na samym początku podchodziłam z rezerwową do tej palety. Nie jest łatwo stworzyć dobrej jakości cienie do oczu, z dobrą pigmentacją które, będą się świetnie rozcierać i wytrzymają na oczach kilkanaście godzin. Nie przekonywała mnie też początkowo kolorystyka, ale co ja tam wiedziałam! Nie byłam pewna, czy młoda marka, która dopiero podbija rynek sprosta moim (i nie tylko) wymaganiom. Uwaga spoiler: sprostała i to z nawiązką!
W palecie znajduje się 12 cieni, z czego 10 ma wykończenie matowe. Soprano jest cieniem satynowym, o bardzo delikatnym połysku, natomiast Staff – to czysta, intensywna, lśniąca folia. Wszystkie cienie są niesamowicie napigmentowane, kolory są intensywne i nasycone. Ich konsystencja jest mocno zbita, ale jednocześnie miękka i aksamitna. Przez to dość mocno pylą w palecie podczas nabierania na pędzel, natomiast ciemniejsze cienie mogą się trochę osypywać podczas makijażu. Używam jej już prawie 10 miesięcy i śmiało mogę powiedzieć, że jest dobrze przemyślana. Mamy tutaj matowy beż (<3), bardzo, bardzo intensywną czerń i cienie transferowe, które pomagają zbudować kształt makijażu. Pozostałe odcienie neutralne oraz ciepłe dopełniają kompozycję i pozostawiają niesamowite pole do popisu dla naszej wyobraźni.
Jak większoś cieni, te również testowałam na bazie Smashboxa + przypudrowany korektor i nie zawiodłam się. Po wielu godzinach cienie wyglądają jak nowe, jakbym nałożyła je dopiero przed chwilą. Nie tracą intensywności w ciągu dnia, choć folia czasami potrafi wejść w załamania (co generalnie jest całkiem normalne po kilkunastu godzinach), reszta spisuje się bez zarzutu.
Zobacz: 9 sposobów na osypywanie cieni
Makijaż w rytmie muzyki
Nie będę ukrywać, że z cieniami w palecie Tune The (D)-dur pracuje się bardzo przyjemnie. Bledowanie, rozcieranie i łączenie – pierwsza klasa. Niezależnie od tego, czy chcę uzyskać mocno skoncentrowany kolor jak w drugim makijażu, czy lekką chmurkę jak na pierwszym, malowanie przebiega bardzo przyjemnie. Cienie świetnie się do siebie kleją, można tworzyć nimi płynne przejścia koloru i łączyć z cieniami innych marek. Jestem bardzo zauroczona jakością tej palety i uważam, że Marta zrobiła niesamowicie dobrą robotę wypuszczając na polski rynek tak świetny produkt.
Marka Tune Cosmetics niesamowicie szybko się rozwija, w asortymencie marki są już pudry do konturowania i cała gama cieni metalicznych, które pokazywałam Wam na instagramie: @agwer_blog. Z tego co wiem niebawem szykuje się premiera paletek podróżnych, których nie mogę się już doczekać. Jeżeli wszystkie produkty będą na takim poziomie, to konkurencja będzie miała twardy orzech do zgryzienia.
Jeżeli przegapiłyście poprzednie recenzje, koniecznie zajrzyjcie do tych postów:
- Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy
- KOBO Rose Brown Palette
- the Balm Meet Matt(e) Shmaker
- Nabla Dreamy, czy warto ją kupić? Recenzja i makijaże
- Paleta Jaclyn Hill po roku użytkowania – czy warto?
- Smashbox Photo Edit Eye Shadow Trio
Tym oto sposobem doszłyśmy do końca tego tygodnia. Dziękuję, że ze mną byłyście! Mam nadzieję, że podobnie jak ja i Wy bawiłyście się świetnie i miałyście czas żeby przeczytać wszystkie recenzje. Jeżeli nie, zachęcam do nadrobienia ich w wolnej chwili! To było naprawdę przyjemne doświadczenie i cieszę się, że wpadłam na pomysł takiego tygodnia. Dajcie znać czy macie ochotę częściej na takie akcje na blogu!