Nie wyobrażam sobie makijażu bez bronzera. To jest u mnie punkt obowiązkowy od lat. Bronzer to był pierwszy kosmetyk do makijażu twarzy, który pokochałam. Nic więc dziwnego, że w końcu nadeszła pora na test Too Faced Chocolate Soleil, który jest przecież jednym z najpopularniejszych produktów marki. Używam go już od dobrych kilku tygodni i dzisiaj możecie sprawdzić, czy jest z tego miłość.

Too Faced Chocolate Solei
Z tego co wiem puder bronzujący Too Faced Chocolate Soleil przeszedł całkowite odświeżenie wizerunku. Kiedyś zamknięty był w złotym opakowaniu, bez tłoczenia na produkcie. Miałam w podobnym opakowaniu puder prasowany, który notabene świetnie mi się sprawdzał. Bohater dzisiejszego postu wygląda o niebo lepiej niż jego poprzednia wersja. Porządnej jakości brązowa kasetka ze złotymi elementami jest jednocześnie elegancka i urocza. To lubię! Marka Too Faced jest dostępna na wyłączność w Sephorze i tam możecie szukać szaf z produktami. Aktualnie dostępne są trzy odcienie tego bronzera: Milk Chocolate, Chocolate Soleil oraz Dark Chocolate i każdy z nich kosztuje 129zł/8g. Dzisiaj zajmiemy się środkowym odcieniem, czyli Chocolate Soleil.
ZOBACZ: Błędy w konturowaniu twarzy

Czekoladowy zachwyt nad Too Faced Chocolate Soleil
Nie będę ukrywać, że wizualnie bronzer Too Faced Chocolate Soleil bardzo do mnie trafia. Kiedy zobaczyłam kolor na żywo byłam trochę zaskoczona tym, jak bardzo mi się podoba. Zdecydowanie popadłam w czekoladowy zachwyt. Bardzo przypadł mi też do gustu zapach bronzera. Co prawda, nie pachnie prawdziwą, PRAWDZIWĄ czekoladą, ale podczas wykonywania makijażu otula nas przyjemny, lekko słodki czekoladopodobny aromat.
Pigmentacja i praca z bronzerem
Bronzer ma dość kremową, ale lekko suchą konsystencje, jednak nie wpływa to negatywnie na pracę z produktem. Świetnie się blenduje, dobrze stapia ze skórą i co najważniejsze: nie robi plam. Myślę, że zwolenniczki delikatnie podkreślonych policzków będą z tego bronzera bardzo zadowolone. Ja preferuję raczej mocniejszy efekt na skórze, ale i w tej roli Chocolate Soleil mnie nie zawodzi. Jego formuła pozwala na intensyfikowanie koloru, więc jestem w stanie jedynie musnąć skórę bronzerem, ale i mocniej ją wykonturować. Nie można zrobić sobie nim krzywdy, bo ma średnią pigmentację, którą można budować – będzie fajny dla osób, które nie mają jeszcze wprawy w konturowaniu. Co prawda ze względu na jego odcień nie jestem w stanie osiągnąć nim mega mocnego efektu, ale na co dzień jest w sam raz!
ZOBACZ: Korektor Too Faced Born This Way

Too Faced Chocolate Soleil kolor i efekt na skórze
Miałam lekkie obawy, że Too Faced Chocolate Soleil będzie dla mnie za ciepły, a nie wiem czy wiecie, ja raczej preferuję chłodniejsze odcienie bronzerów. Bronzer w opakowaniu wydaje się dość neutralny, ale po aplikacji na skórze delikatnie się ociepla. Nie jest to nic przesadzonego, skóra nie staje się pomarańczowa, ale efekt jest cieplejszy niż się spodziewałam. Właściwie śmiało mogę powiedzieć, że to naturalny odcień opalenizny, który bardzo mi się podoba. Bronzer dobrze wtapia się w skórę, daje miękki efekt, a matowe wykończenie świetnie komponuje się z każdym makijażem.
Zobacz: Marc Jacobs, O! Mega Bronze, Tan-tastic


Czekoladowa miłość
Tak, to zdecydowanie czekoladowa miłość. Jestem zadowolona z tego jak prezentuje się na mojej twarzy i ostatnio sięgam po niego przy każdym makijażu. Jest na tyle naturalny, że nie muszę się zbytnio wysilać podczas aplikacji, a rozciera się jak marzenie. Świetnie się trzyma przez kilka godzin, nie obciąża skóry i bezproblemowo łączy z różem i rozświetlaczem. Myślę, że to bardzo, bardzo fajna alternatywa do codziennego makijażu i wciąż chętnie będę po niego sięgać.
Znacie ten bronzer? Dajcie znać czy miałyście okazję go testować, a jeżeli nie, to napiszcie jaki jest Wasz ulubieniec z tej kategorii!