Paletka the Balm Meet Matt(e) Shmaker nie byłaby moim pierwszym wyborem. Jakbym miała wybierać dla siebie jedną paletkę theBalm, to bez dwóch zdań sięgnęłabym po Meet Matt(e) Trimony. Jednak jej recenzja już się na blogu pojawiła, a Wy na InstaStories byłyście zainteresowane właśnie paletką Shmaker. Mamy trzeci dzień tygodniowej akcji z recenzjami palet, więc pora na kolejną dawkę makijażowej wiedzy. Jesteście gotowe?
Zobacz: Meet Matt(e) Trimony, theBalm
Paletka the Balm Meet Matt(e) Shmaker
Jak wszystkie kosmetyki The Balm, Meet Matt(e) Shmaker również zamknięta jest w uroczym kartonowym opakowaniu. Do tej pory ten design mi się podobał, ale kobieta zmienną jest i trochę mnie już to nudzi. Mam wrażenie, że te opakowania są coraz bardziej dziecinne albo to ja po prostu się starzeje (o zgrozo!). Nie zmienia to oczywiście faktu, że karton jest porządny, dobrze amortyzuje upadek, a lusterko jest bardzo dobrej jakości.
Z tego co pamiętam, głównym atutem tej palety miały być cienie foliowe, których jest tutaj aż 6. Mamy 6 cieni o wykończeniu matowym i właśnie 6 folii, które mają mieć świetną pigmentację. Za paletę dwunastu cieni musimy zapłacić ok. 100zł. Całość waży 9,6g. więc jeden cień to ok. 0,8g, wcale nie tak sporo, co? Osobiście nie przepadam za tak małymi cieniami, bo jak pędzel wchodzi bez problemu, tak palcami ciężko nałożyć produkt. Ale przejdźmy do rzeczy!
Zobacz: Paleta do konturowania theBalm, Highlite & Con Tour
Kolory i pigmentacja
Wiecie dlaczego prędzej sięgnęłabym po Mata w wersji Trimony niż Shmaker? Bo kolory w tej palecie kompletnie do mnie nie trafiają. Pierwszy rząd jest świetny i na tym powinno się to skończyć. Natomiast to, co dzieje się pod spodem, to trochę nieporozumienie, które ciężko uratować na oku. Ja naprawdę nie jestem wybredna, uwielbiam (prawie!) wszystkie kolory, ale nie jestem zwolenniczką zestawienia cieni w palecie the Balm Meet Matt(e) Shmaker. Dzielę się z Wami w tej chwili subiektywnymi odczuciami, zdaję sobie sprawę, że ta paleta może się podobać. Jest oryginalna i dość nieoczywista. Uważam jednak, że podobnie jak recenzowana wczoraj paleta KOBO Rose Brown, ta również może stanowić uzupełnienie kolekcji, bo solo średnio się sprawdza.
Na szczęście the Balm nie zawiodło pod względem pigmentacji. Zarówno na oku, jak i na swatchach zrobionych palcem widać, że pigment jest naprawdę mocny – jak na markę przystało. Maty mocno pylą podczas nabierania na pędzel i osypują się również na oku. Nabieranie cieni foliowych też wiąże się z osypywaniem, ale pigmentacja to rekompensuje. Zawsze makijaż można zacząć od oczu, a już nie raz mówiłam, że osypywanie nie jest takim wielkim problemem, bo nawet bardzo drogie cienie się sypią. To bardzo często efekt uboczny dobrej pigmentacji i jest wiele sposobów na to, żeby sobie z tym poradzić.
Zobacz: Jak sobie radzić z osypywaniem cieni?
Trwałość na 5+
Po raz kolejny the Balm nie zawodzi pod względem trwałości cieni. Trochę się bałam, że folie będą się zbierać w załamaniach skóry na powiece, ale niczego takiego nie zauważyłam. Makijaż nawet po 12h wygląda nienagannie, jest widoczny błysk i kolor. Przypominam, że ja zawsze cienie testuję na bazie ze Smashboxa + przypudrowany korektor i na każdym (tarte, Nabla, Makeup Revolution) cienie spisały się dobrze! Tego jednak można się było spodziewać, trwałość tych cieni jest nienaganna. Przy okazji wspomnę, że paletę dostaniecie w większości znanych i sprawdzonych drogerii internetowych.
Makeup Revolution Beauty Legacy Maxineczka – hit czy totalny kit?
Jak używać paletki the Balm Meet Matt(e) Shmaker?
Uważam, że na tę paletkę trzeba mieć po prostu pomysł. Bo solo niewiele można z niej wyciągnąć, brakuje mi tutaj chociaż jednego cienia transferowego. Owszem, fajne jest w nich to, że można manipulować efektem i uzyskać zarówno delikatną chmurkę, ale i mocną koncentrację koloru. Niestety, nie każdy sobie z tym poradzi, a chyba paleta za taką kwotę powinna się sprawdzić u większości. the Balm Meet Matt(e) Shmaker jest świetna jako uzupełnienie makijażu, większość folii naprawdę wygląda imponująco, więc w tej roli moim zdaniem sprawdzi się najlepiej.
To nie jest zła paleta, ona moim zdaniem jest po prostu brzydka i nieprzemyślana. Jakość jest rewelacyjna, cienie blendują się bajecznie, łączą w ładne przejścia, są bardzo trwałe i mocno napigmentowane. Czego chcieć więcej? No cóż… Ładnych kolorów, a tych mi tutaj po prostu zabrakło.
Macie swoją ulubioną paletkę the Balm?