Jako człowiek, który permanentnie testuje różne kosmetyki, sprawdzam też sporo produktów do włosów. Lubię jednak mieć swoje pewniaki, które robią moim włosom dobrze, ratują sytuację lub pomagają ogarnąć bad hair day. Dziś pokażę Wam 3 szampony Anwen, które są moim łazienkowym must have.
Szampony Anwen
Moje włosy miały przyjemność poznać już większość kosmetyków Anwen i na szczęście, zazwyczaj jest to udana relacja. Wciąż chętnie sięgam po ANWEN Happy Ends, uwielbiam szampon Peace of mint i jestem olbrzymią fanką maski Sleeping Beauty. Zresztą regularnie na blogu polecam Wam to, co sprawdza się u mnie najlepiej. Tym razem chcę Wam pokazać 3 szampony Anwen, które warto mieć w swojej łazience z kilku powodów:
- Każdy z nich działa łagodnie, ale skutecznie.
- Żaden nie podrażnia, nie obciąża, nie wysusza i nie przyspiesza przetłuszczania włosów.
- Mają różne zadania, ale każdy z nich pomaga mi ogarnąć włosy w szybkiej pielęgnacji.
- Zawsze mogę na nich polegać.
To trio gości u mnie już długo i nie wyobrażam sobie, żeby mogło go u mnie zabraknąć.
Anwen Mint It Up – szampon peelingujący
To jest produkt, którego zużywam właśnie trzecie lub czwarte opakowanie. Peelingi do skóry głowy stosuję regularnie od lat i szampon Anwen Mint It Up jest jednym z moich ulubieńców. Jego właściwości złuszczające opierają się na drobinkach z pestek moreli, które wraz z naturalnym enzymem bez podrażnień usuwają zrogowaciały naskórek. Pozostałe składniki aktywne jak mocznik, olejek z mięty pieprzowej czy pochodna lukrecji zapewniają nawilżenie, łagodzenie i kojenie oraz poprawę ukrwienia skóry głowy i stymulację cebulek do wzrostu.
Najczęściej stosuję go po aplikacji suchego szamponu, żeby dokładnie się go pozbyć i profilaktycznie minimum raz w tygodniu. Zawsze staram się wtedy sięgnąć również po jakąś wcierkę, bo dzięki temu, że skóra głowy jest bardzo dokładnie oczyszczona, lepiej wchłania składniki aktywne. Szampon ma średnio gęstą konsystencję, nie pieni się nadmiernie i bardzo przyjemnie pachnie.
Początkowo wypłukiwanie drobinek może wydawać się trochę upierdliwe, bo czasami lubią się gdzieś zapodziać. Jednak nakładając na włosy odżywkę, bez problemu można się ich pozbyć na dobre.
Kawowy szampon enzymatyczny – Anwen Wake it Up
Mint It Up gościł u mnie długo przed premierą szamponu Anwen Wake It Up. Ten drugi to szampon enzymatyczny, który oczyszcza skórę głowy za pomocą enzymu i keratolitycznie działającego mocznika. To one odpowiadają za złuszczenie i usunięcie martwego naskórka bez podrażnień czy mechanicznego pocierania skóry. Zawarte w nim składniki działają łagodząco, hamują wydzielanie sebum, zmniejszają swędzenie, nawilżają i pozytywnie wpływają na ukrwienie skóry głowy (pochodna lukrecji, kofeina, ekstrakt z zielonej kawy).
Sięgam po niego kiedy czuję, że moje włosy wymagają nieco mocniejszego oczyszczenia, ale nie mam czasu lub ochoty na Mint It Up. Zazwyczaj podczas mycia głowy Wake It Up wykonuję delikatny masaż i zostawiam go na 2-3 minuty, w trakcie których myję resztę ciała. W ten sposób mam wrażenie, że składniki aktywne mają czas zadziałać. Szampon ma dość rzadką, ale nie lejącą się konsystencję, dobrze się pieni i wypłukuje bezproblemowo. Kawowy zapach jest tutaj bardzo delikatny.
Anwen Hair Me More – szampon zwiększający objętość włosów
Za każdym razem jak widzę szampon, który ma zwiększać objętość włosów serduszko bije mi troszkę szybciej. Choć nie raz i nie dwa się zawiodłam, to zawsze liczę na pokonanie wiecznie oklapniętych włosów. Na szczęście szampon Anwen Hair Me More spełnia swoje obietnice i naprawdę dodaje objętości!
Co wpływa na skuteczne działanie szamonu? Proteiny ryżowe, cytując producenta: „dzięki oddziaływaniom elektrostatycznym pomiędzy ujemnie naładowanymi aminokwasami, a ładunkami ujemnymi na powierzchni włosa.” Dużą rolę odgrywa tutaj również Amarantus, którego działanie polega na pokryciu włosów filmem ochronnym, który dodaje kosmykom objętości i zapobiega ich oklapnięciu. Wpływa również na poprawę kondycji włosów poprzez powolne uwalnianie peptydów i polisacharydów. Szampon poza właściwościami unoszącymi wygładza i nawilża dzięki zawartości gliceryny i soku z aloesu. Ma dość żelową konsystencję, bardzo dobrze się pieni i przyjemnie pachnie, tak świeżo, orzeźwiająco.
Dzięki tak opracowanej formule włosy faktycznie są odbite u nasady, co w moim przypadku wcale nie jest takie proste. Wyglądają jakby było ich więcej, a cała fryzura (czyli w moim przypadku po prostu proste, rozczesane włosy) wydaje się bardziej objętościowa. Co więcej, świetnie się układają, są mięsiste, gładkie i dobrze okiełznane. Ja jestem zdecydowanie na tak! Najbardziej lubię sięgać po ten szampon w duecie z Pump It Up, bo wtedy uniesienie jest jeszcze lepsze i co więcej, bardziej trwałe.
Tak wygląda moja święta trójca szamponów Anwen do zadań specjalnych. Traktuję je jako uzupełnienie codziennej pielęgnacji, sięgam po nie wtedy, kiedy wiem, że moje włosy tego potrzebują. Regularne oczyszczanie skóry głowy to u mnie standard i oba szampony sprawdzają się w tej roli rewelacyjnie. Natomiast większa objętość jest u mnie zawsze pożądana, bo jako posiadaczka nisko porowatych w stronę średnio porowatych włosów często są po prostu „przylizane”. Bardzo się cieszę, że te szampony Anwen się u mnie sprawdziły i z całego serca je Wam polecam!
Jakie produkty Anwen to u Was totalny MUST HAVE?
Post powstał we współpracy z marką Anwen.