
Czy warto wydać 149 zł na krem pod oczy Ole Henriksen Banana Bright Eye Crème? Jeżeli zastanawiacie się nad jego zakupem, to musicie przeczytać recenzję.

Ole Henriksen Banana Bright Eye Crème
Krem pod oczy Ole Henriksen Banana Bright Eye Crème od wielu miesięcy chodził mi po głowie zanim się w ogóle na niego zdecydowałam. Głównie dlatego, że jeszcze wtedy nie był dostępny w Polsce, a ja wykańczałam swoje zapasy. Jednak w lutym 2020 trafił w moje ręce i od tego czasu intensywnie go używam. Jakie są moje wrażenia? Dzisiaj się dowiecie!
Krem zawiera witaminę C, kolagen, puder bananowy, wyciąg z pomarańczy, zielonej herbaty i aloesu. W składzie znajduje się również olejek jojoba i masło shea. Dzięki temu ma likwidować cienie pod oczami, rozświetlać, nawilżać, odżywiać i wygładzać skórę. 15ml kremu Ole Henriksen Banana Bright Eye Crème zamknięte jest w niewielkim plastikowym słoiczku, który w Sephorze kosztuje 149zł.
INCI: na stronie Sephory


Krem pod oczy Ole Henriksen – konsystencja i działanie
Powiem Wam, że ciężko mi się przestawić na krem pod oczy w słoiczku. Ostatnio przyzwyczaiłam się do znaczniej przyjemniejszej formy, czyli buteleczek z pompką jak w kremie Clochee czy Lynia, która przy okazji jest bardziej higieniczna.
Banana Bright Eye Crème ma dość ciekawą konsystencję. W słoiczku wydaje się być dość mocno zbitym masłem, ale przy dotyku robi się znacznie bardziej żelowy. Określiłabym ją jako kremowo-żelową, bardzo przypomina mi krem Kiehl’s with Avocado. Wchłania się dość szybko, ale na skórze, pod palcami jest wyczuwalna ultracienka powłoczka. Nie jest to nic nieprzyjemnego co mogłoby przeszkadzać lub transferować do oczu. Kremu używam już ponad 3 miesiące i muszę Wam powiedzieć, że jestem z niego zadowolona. Moja skóra pod oczami jest bardzo dobrze nawilżona, napięta i przyjemnie miękka. Nie dokucza mi uczucie ściągnięcia, ani nieprzyjemnego wysuszenia. Zauważyłam, że krem faktycznie delikatnie rozświetla cienie, ale to tylko dlatego, że zawiera w sobie takie mikroskopijne drobinki, które odbijają światło. Co więcej zauważyłam, że skóra jest naprawdę odrobinę bardziej napięta!
Świetnie sprawdza się pod każdy korektor, mam nawet wrażenie, że pomaga we wtopieniu się korektora w skórę, przez co makijaż wygląda jeszcze lepiej. Nakładałam go w większej i mniejszej ilości, ale nie zdarzyło się, żeby podrażnił oczy lub wywołał łzawienie jak potrafił to robić arganowy krem pod oczy Nacomi. Powiem szczerze: Ole Henriksen Banana Bright Eye Crème to bardzo dobry krem pod oczy, ale raczej więcej go nie kupię.
Najtaniej jest do kupienia TUTAJ.
ZOBACZ: PŁATKI POD OCZY BENTON

Dlaczego?
Ponieważ ten krem nie zrobił u mnie rewolucji. Taki sam efekt osiągałam stosując krem pod oczy Clochee (muszę w końcu napisać recenzję), który notabene ma pompkę! Wolę wybrać wygodę, skoro mogę osiągnąć dokładnie taki sam efekt produktem, który jest przyjemniejsze w użytkowaniu, a ma stosunkowo podobną cenę. Jednak pomijając ten drobny szczegół uważam, że Banana Bright Eye Crème to świetny kosmetyk! Nawilża, odżywia, napina skórę i choć nie zauważyłam znacznego rozjaśnienia cieni pod oczami to myślę, że warto poznać go na własnej skórze!
Jaki odkryłyście ostatnio krem pod oczy? Macie swojego ulubieńca w tej kategorii? Chętnie poznam Wasze typy, choć moja lista kremów do przetestowania jest naprawdę długa!