Dzień dobry moje drogie! Przybywam do Was w ten niedzielny poranek z kolejną dawką inspiracji, przemyśleń i takich babskich pitu pitu. Dawno nie było niedzielnika, a ja mam Wam trochę do opowiedzenia, a najlepszą okazję jest do tego właśnie niedzielnik. Choć ostatnio zastanawiam się nad zmianą formy niedzielnika, nazwy i dnia publikacji. Jak wpadnę na jakiś fajny pomysł, na pewno dam Wam o tym znać, tymczasem polecam iść po dobrą, poranna kawę bo będzie co czytać!
Zobacz: Niedzielnik | Kochaj! O pomyśle na warsztaty, nowej torebce i diecie
Nie będę panią domu
Jestem uczulona na określenie „pani domu” albo „gospodyni domowa”. Bardzo nie podoba mi się przypisywanie kobietom pewnych ról i zadań, bo tak. Bo tak było zawsze, bo tradycja, bo wszyscy tak robią. Nie znoszę tego, że każdej kobiecie z góry nadana jest rola Pani domu, gospodyni domowej, matki, osoby, która zajmuje się dbaniem o dom, gotowaniem (a wiecie jak tego nienawidzę, pisałam o tym tutaj). Takie schematy były powielane przez moją babcię i moją mamę, ja nie muszę się godzić na coś takiego i choć nie jestem feministką, to nie podoba mi się takie zakładanie z góry, że to JA jestem Panią domu albo chociaż POWINNAM nią być. Że to ja zajmuje się zmywaniem naczyń („to ja zmyję po sobie, żebyś nie miała za dużo zmywania) przepraszam, czy ja wyglądam jak zmywarka? Że to ja pilnuje porządku w domu i sprzątam, jak odkurzacz też chyba nie wyglądam, prawda? Sorry, ale mam naprawdę dużo lepsze rzeczy do roboty i nie mam nudnego życia. Lubię kiedy jest porządek i często sprzątam jak jestem zestresowana, ale nie podobają mi się te założenia, że to moja rola. Mój partner też ma dwie ręce, dwie sprawne nogi i głowę, też mieszka w tym mieszkaniu i może (a nawet powinien!) sam wykonać pewne czynności. To również są jego obowiązki, niezależnie od tego ile pieniędzy przynosi do domu.
Kiedyś było tak, że kobieta zajmowała się ogniskiem domowym, całkowicie poświęcała dzieciom i rodzinie, bo mężczyzna zapewniał byt dla wszystkich. Jeżeli ktoś wciąż się trzyma takiego schematu – jego sprawa, ja nikomu nie będę mówić jak ma żyć. Ja jednak wychodzę z totalnie innego założenia. Teraz czasy są inne, płaca się wyrównała, często zarówno kobieta jak i mężczyzna przynoszą do domu podobne kwoty i nie ma takiego znaczenia kto ile zarabia, skoro pieniądze są wspólne. Dlaczego więc wiele osób (babcie, ciocie, kuzynki, wujkowie, ojcowie itd.) z góry zakładają, że to kobiecie przypisana jest rola gospodyni? Bo tak było od zawsze, a ja nie mam zamiaru trzymać się utartych schematów. Bardzo mnie to denerwuje i zawsze zwracam uwagę osobom, które przypisują mi konkretne „role” w związku czy w domu. Wychodzę z założenia, że partner (PARTNER, podkreślam) mi NIE pomaga, bo ja nie potrzebuję pomocy w ogarnianiu mieszkania/gotowaniu. My to robimy RAZEM, a nie JA i on mi pomaga. Jesteśmy na równi, nikt nikomu nie pomaga, bo oboje się tym zajmujemy. Rozumiecie o co mi chodzi? Dążę do tego, że to nie jest tak, że jak odwalam wszystkie domowe obowiązki, a on mi w tym łaskawie pomaga – nie. Każdy ma swoją rolę i każdy robi to, co powinien, bo uzupełniamy się w obowiązkach. Nie jestem i nie będę panią domu, bo mnie to po prostu nie interesuje.
Będę kobietą sukcesu
Bo to zawsze było moje marzenie. Założyć firmę, prowadzić ją i odnosić sukcesy, tworzyć COŚ. Część tych marzeń już zrealizowałam, ale jeszcze długa droga przede mną. Nigdy nie marzyłam o roli żony i matki, to wciąż dla mnie drugorzędna sprawa. Nie określam moich życiowych osiągnięć przez status na fejsie „Jestem żoną i matką” – no gratulacje. Kiedyś na pewno będę mamą i będę kochać tę swoją drugą najważniejszą rolę w życiu, pewnie będę śmiać się z tego co dzisiaj napisałam i co aktualnie myślę, ale… kobieta zmienną jest. Nie wyobrażam sobie całkowicie się poświęcić i zrezygnować ze swojego życia, bo tak robią wszystkie kobiety na całym świecie. Sorry, ja nie jestem wszystkie – jestem sobą i zrobię to w taki sposób, aby nikt na tym nie ucierpiał – również ja.
Nie mam absolutnie nic do kobiet, które od zawsze czuły, że będą spełniać się jako gospodynie, panie domu czy matki – każdy jest inny, ma inne marzenia i potrzeby. Ja podziękuję i wysiadam, to kompletnie nie moja bajka. Jestem w stanie pójść na kompromis, odwrócić życie do góry nogami, ale nigdy nie zrezygnuję ze swoich przekonań, bo ktoś będzie mi wmawiał jaka jest moja rola w domu. Sama określam swoją rolą i dziękuję za wszystkie złote rady.
Zobacz: Moment, który zmienił moje życie
Moda na autentyczność
Ostatnio dość długo rozmawiałyśmy o tym z Alą, co (nie) ma kota i zauważyłyśmy jeden trend. Na Instagramach, blogach i fejsbukach coraz częściej influencerzy mówią o tym jacy to oni są autentyczni. Że ich cechą jest autentyczność, autentyczność i autentyczność ponad wszystko, to że zawsze są szczerzy i… autentyczni. Wiemy! Naprawdę raz wystarczy, a ostatnio mam wrażenie, że ta cała autentyczność niedługo wpadnie do mnie na kawę. To słowo powtarza się w kółko i w kółko, aż tą tarczą autenyczności można się udławić. Nie mam nic do tego, że ktoś jest autentyczny – ale wydaje mi się, że to oceniać powinni odbiorcy, a nie blogerzy, youtuberzy czy po prostu twórcy. Poza tym często mówią to osoby, które albo wybiły się jakimś skandalem albo poruszają kontrowersyjne tematy, albo już są na takim poziomie, że właściwie ciężko będzie ich doścignąć. Ciągłe mówienie o tym sprawia, że tą autentyczność zaczynamy negować, doszukiwać się sprzeczności. A umówmy się, to że ktoś dwa lata temu polecił jeden krem, a teraz go hejtuje nie musi wynikać z faktu, że dwa lata temu ktoś mu zapłacił, a teraz nie. To może wynikać z faktu, że zmieniły się jego oczekiwania, cera, upodobania i po prostu… znalazł coś lepszego, zmienił zdanie. Wtedy już nie jest autentyczny? Zamiast mówić o tym jacy jesteśmy autentyczni, po prostu bądźmy, nie będziemy musieli na każdym kroku tego podkreślać, bo każdy będzie to wiedział 🙂
https://www.instagram.com/p/BlEAV2Vlwo0/
Serial i książka, które musicie znać
Ania, nie Anna
Choć tytuł znacznie lepiej brzmi po angielsku (Annie with an E), to sam serial jest po prostu rewelacyjny. Długo musiałam się przekonywać do obejrzenia, bo historia Ani nigdy mnie nie wciągnęła. Znałam pobieżnie jej przygody i zarys książek, ale nigdy nie zagłębiałam tego tematu. Serial sprawił, że pokochałam Anię i z utęsknieniem czekam na kolejny sezon. Nie czytałam książek i raczej nie planuję tego zmienić, ale do serialu chętnie będę wracać i bardzo gorąco Wam polecam.
Choć tytułowa bohaterka w pierwszej chwil bardzo mnie inrytowała, to z każdym odcinkiem coraz bardziej pochłaniała mnie jej historia. Uwielbiam te prawdziwe wahania nastrojów, popadanie ze skrajności w skrajność i absurdalnie wzniosłe teksty. Wzruszałam się i śmiałam w głos, przeżywałam jej przygody i wczuwałam się w każdą minutę. Stylistyka całego serialu, dynamiczność każdego odcinka wciągają! Gorąco polecam, do tego cały serial znajduje się na Netflixie.
Czereśnie zawsze muszą być dwie, M. Witkiewicz
Nie przepadam za polskimi autorami, ale zarówno Magdalena Witkiewicz jak i Melissa Darwood (tak, to pseudonim artystyczny) totalnie zmieniają mój pogląd na polskich autorów. „Czereśnie zawsze muszą być dwie” to urocza historia o… życiu. Po prostu. Zosia nie jest duszą towarzystwa, nie jest najpiękniejsza w klasie i nie ma grona najlepszych przyjaciółek. Przyjaźni się z Panią Stefanią, co w pewnym momencie kompletnie odwraca jej życie do góry nogami. Zmiany w życiu osobistym, miłosnym i zawodowym przekładają się na ogromne zmiany w codzienności jaką do tej pory znała Zosia. Są wzloty i upadki, ale książka jest napisana w taki sposób, że czuć realizm tych wszystkich sytuacji. Postacie są PRAWDZIWE, nie przerysowany i… cóż, użyję tego słowa: autentyczne. „Czereśnie zawsze muszą być dwie”, to książka o historii, która mogła spotkać każdą z nas. Jest wciągająca, wzrusza i bawi, a ja takie książki lubię najbardziej i mocno Wam ją polecam! Zresztą, to własnie Wy poleciłyście mi tę książkę na Instagramie (@agwer_blog), więc to ja powinnam Wam podziękować!
Poszukiwanie dodatków
Ostatnio znów naszła mnie ochota na wprowadzenie do zdjęć nowych dodatków. Wiem, wiem pomyślicie sobie, że oszalałam! Nic z tych rzeczy, ja po prostu szybko się nudzę i lubię różnorodność. Są choć są pewne elementy, które ciągle mi się podobają i permanentnie do nich wracam (marmur, rose gold, biel) i one chyba nigdy mi się nie znudzą. W każdym razie, ostatnio znów zaczęłam poszukiwać ciekawych dodatków i trafiłam na stronę Domodi.pl, która okazała się studnią bez dna. Byłam w szoku jak w fajny i intuicyjny sposób jestem w stanie wyszukiwać produkty z danej kairologii. Marmur? Rose Gold? Może po prostu pościel czy torebka? Żaden problem! Domodi znajdzie nam mnóstwo artykułów i w pierwszej kolejności zawsze pokazuje przeceny. Właśnie na tej stronie znalazłam torebkę Michaela Korsa, która w mgnieniu oka trafiła na moją wishlistę, a wszystkie listonoszki tej marki możecie podejrzeć tutaj. Wypatrzyłam kilka elementów biżuterii, którą oglądałam na moim ukochanym Pintereście, stoliki, które widziałabym w moim nowym mieszkaniu (jak kiedyś się go doczekam) i wiele, wiele, wieeeele pięknych dodatków, które wplotłabym w zdjęcia, wystrój mojego mieszkania czy codzienne stylizacje. Jestem na tak i żałuję, że wcześniej nie znałam tej strony. Wypatrujcie nowych elementów na zdjęciach, bo na pewno coś sobie sprawię!
Zobacz: Jak robić klimatyczne zdjęcia? Czyli kilka słów o dodatkach
Mała dawka inspiracji:
4 typy treści, które ludzie chcą czytać – czyli tekst Artura Jabłońskiego o pisaniu ciekawych tekstów. Na ten tekst trafiłam już dawno i długo mam go w zakładkach, ale ciągle zapominałam Wam go podesłać. Tekst daje duże pole do myślenia, a cały blog Artura jest przepełniony wręcz przydatnymi informacjami dla blogerów i nie tylko.
Jak robić ładne zdjęcia makijażu oka – podsyłam Wam mój własny poradnik, bo ten tekst jak najbardziej jest godny polecenia. Już nie jedna z Was korzystała z tych porad i efekty są naprawdę super! Niebawem druga część poradnika i tym razem zajmiemy się obróbką.
Jak radzić sobie ze skutkami pracy przy komputerze – Karolina zdradza jak dbać o siebie i swoje oczy jeżeli dużo pracujemy przy komputerze. Bardzo polecam, szczególnie jeżeli podobnie jak ja i Wy często pracujecie przy komputerze. Myślę, że wiele wskazówek Karoliny przyda się do stosowania na co dzień!
Ufff! Kto dobrnął do końca?! Trochę się tego nazbierało muszę Wam powiedzieć. Dawno jednak nie było niedzielnika, więc musiałam Was trochę porozpieszczać! Dajcie znać w komentarzach jakie jest Wasze podejście do domowych obowiązków, czy tylko ja jestem taka nienormalna, że wolę mieć syf w domu niż dyplom gospodyni domowej roku.
Jaki serial lub książka ostatnio totalnie Was wciągnęły?