Wyobraźcie sobie, że macie luźne 350 zł i chcecie sprawić sobie nową paletkę. Lecicie do Sephory i w Waszym koszyku ląduje Natasha Denona My Dream Palette. Wracacie do domu z wielkim uśmiechem na twarzy, otwieracie paletę, robicie swatche i… na Waszej twarzy maluje się wielkie rozczarowanie… Tak było ze mną. Czy mimo to żałuję, że wydałam taką kwotę na paletę? Odpowiadam w recenzji!

natasha denona my dream palette recenzja

Natasha Denona My Dream Palette

Paleta MY DREAM palette (cena: 349 zł/ 19,25 g) dostępna jest w perfumeriach Sephora. To paleta w rozmiarze midi zamknięta w przepięknej kasetce w odcieniu nude z odręcznym podpisem Natashy. Estetyka opakowania jest po prostu zachwycająca. W środku znajduje się 15 równie pięknych cieni o różnych wykończeniach. Kolory w palecie kojarzą się z jesienią, są jednocześnie soczyste i przygaszone, a uzupełnienie palety kolorami nude sprawia, że staje się całkiem użytkowa. Całość urozmaicają kolory bordo, lekkiej oberżyny i różnorodne wykończenia dające ciekawe możliwości.

Marka opisuje ją jako idealną dla każdego, jednak ja jestem akurat nieco innego zdania.

ZOBACZ: Czy warto wydać 500 zł na paletkę?

natasha denona my dream palette review

Paleta Natasha Denona My Dream Palette i wielkie nieporozumienie

Kolejny raz przekonałam się, że swatche nie zawsze są wyznacznikiem jakości/mocy/intensywności danego cienia czy całej palety. Od dawna powtarzam, że sprawdzenie produktu wymaga czasu, swatche to za mało, a paleta My Dream Palette tylko to potwierdza. Moje pierwsze użycie tych cieni było… Rozczarowujące. Zrobiłam swatche, które wyszły bardzo średnio, a makijaż robiony na szybko i bez znajomości cieni (z użyciem czerni) wyszedł baardzo przeciętnie. Cienie średnio się blendowały, błysk mnie nie zachwycał, a i intensywność czerni pozostawiała wiele do życzenia. Trochę się obraziłam na tę paletę i na chwilę poszła w odstawkę. Jednak w końcu do niej wróciłam i zaraz Wam powiem dlaczego się cieszę. Najpierw rozprawmy się z kolorami.

Natasha Denona My Dream Palette swatches

  • BLACKEST BLACK – średnio mocna czerń, o bardzo średniej pigmentacji (mat).
  • ASPIRATION – ciemny brąz ze śliwkową bazą (mat).
  • SERENITY – taupe z ciepłymi tonami (metalik).
  • CARPE-DIEM – średni brąz, z odrobiną brzoskwini i ciepłą bazą (mat).
  • BABIES – lekka miedź o ciepłej tonacji (metalik).
  • INSTINCT – średnia malina z chłodną bazą (satyna).
  • THRILL – jasne złoto z różowym połyskiem (duo-chrom).
  • UNITY – jasny brąz z kropelką koralu (mat).
  • RISK – ciepły brąz z odrobiną czerwieni (perła).
  • INVENTION – miedziane, ciepłe złoto mieniące się na jasny odcień (duo-chrom).
  • VISION – purpurowy brąz mieniący się na róż, miedź, złoto i zieleń (duo-chrom).
  • EDGY – intensywna jagoda w chłodnej tonacji (satyna).
  • SPONTANEOUS – jasne, ciepłe złoto (metalik).
  • NURTURE – średni, klasyczny brąz (mat).
  • FAMILIA – ciemniejszy ciepły brąz (mat).

Kolory, praca z cieniami, trwałość

Trzeba przyznać, że ilość wykończeń w palecie jest imponująca. Można nią zmalować naprawdę sporo fajnych makijaży, choć niektórymi cieniami trzeba się trochę napracować. Większość matów nie wymaga od nas dużego wysiłku. Ładnie się blednują, są dobrze napigmentowane i bezproblemowo łączą się z innymi wykończeniami. Problem zaczyna się wtedy, kiedy chcemy sięgnąć po Blackest Black albo Aspiration… Te dwa cienie po prostu nie lubią współpracować. Czerń w palecie jest bardzo słaba, podobnie, jak najciemniejszy brąz. Na szczęście intensywność tych kolorów można budować, bo całkiem dobrze się do siebie kleją. Tylko szkoda, że trwa to średnio 5 dni.

Wszystkie błyski i duo-chromy powinny być nakładane na klej do brokatu, na mokrym korektorze lub bazie pod cienie nie dają efektu WOW. Cienie o wykończeniu satynowym, to taki… delikatnie wilgotny mat. Są bardzo przyjemne w pracy, choć jestem pewna, że nie każdy sobie z nimi poradzi. Cień Onstinct niestety barwi włosie białych pędzli, które nawet po kilkunastu myciach są różowe. Błyski (przyklejone na klej) dają wielowymiarowy, elegancki efekt, który wygląda ładnie na całej powiece, jak i w kąciku.

natasha denona my dream palette opinie

Czy warto wydać na nią 349 zł?

Skoro tak narzekam, to czemu cieszę się, że jednak kupiłam tę paletę? Bo ją po prostu lubię. Jak już ogarnęłam każdy cień i wiem, jak wydobyć z nich to COŚ, to sięgam po nią z przyjemnością. Makijaże robię nią szybko i przyjemnie, bo już wiem czego się spodziewać i co mogę osiągnąć. Chociaż wkurza mnie ta czerń, bo jeżeli zależy mi na mocnym looku muszę albo się pomęczyć z dokładaniem 50x (a i tak nie będzie to zadowalający efekt), albo sięgnąć po czerń z innej palety. Czy to koniec świata? Nie, ale wolałabym, żeby paleta w takiej cenie była całkowicie samowystarczalna, a dla mnie nie jest.

Jasne, chodzi o to, żeby paleta Natasha Denona My Dream Palette była przystępna dla każdego, a czerń jest jednym z trudniejszych kolorów do opanowania przez niewprawione osoby, ale jak to ja, muszę się do czegoś przyczepić 😉

Mimo wszystko lubię jej kolory, często sięgam po nią podczas makijaży klientek, uzupełniam inne palety kolorystyczne. Z większością cieni pracuje mi się bardzo przyjemnie. Chociaż nie jest to paleta idealna, ma kilka wad, to lubię ją, tak po prostu. Jest piękna, a ja jako estetka, lubię piękne rzeczy. Aczkolwiek pomimo mojego zadowolenia nie uważam, żeby paleta była warta aż 350 zł. Dla wizażystów – jak najbardziej, ale dla laików można znaleźć aktualnie coś łatwiejszego w pracy w bardziej przystępnej cenie. Chociażby My Secret Eye Celebrate czy niektóre palety Glam Shopu.

natasha denona my dream palette looks

Jak Wam się podoba paleta Natasha Denona My Dream Palette?