Kolejny dzień podkładowego tygodnia, więc pora na następną recenzję! Jesteście gotowe na sporą dawkę wiedzy? Myślę, że nikomu marki NARS nie muszę przedstawiać. Pamiętam, jak jeszcze parę lat temu nie była dostępna w Polsce, a ja moje róże ściągałam z Francji. Jaka to była radość! Od kiedy marka pojawiła się w polskiej Sephorze, jakoś nie mogła się zebrać na zakupy, aż w sprzedaży pojawiła się nowość: podkład NARS Natural Radiant Longwear Foundation. Miał sporo sprzecznych opinii, jedni go kochali inni nienawidzili. Jak jest u mnie? Czy po 4 miesiącach testów, podkład okazał się wielkim rozczarowaniem? Wszystko w dzisiejszym poście!
NARS Natural Radiant Longwear Foundation
Połączenie lekkiego podkładu rozświetlającego z mocnym kryciem? Mogłoby się wydawać, że to będzie ideał! Takie właśnie są obietnice producenta i przy okazji zapewnia, że wytrzyma on na skórze do 16h. Ma to być podkład trwały, odporny na wydzielanie sebum i pot. Dzięki zawartości ekstraktów z maliny, jabłka i arbuza mamy uzyskać natychmiastowy efekt wygładzenia. Za tę ekskluzywną przyjemność musimy zapłacić w cenie regularnej 209zł/30ml. Całkiem sporo jak na podkład, ale umówmy się – marka NARS to zdecydowanie wyższa półka.
Standardowo, mamy tutaj 30ml produktu zamknięte w porządnej szklanej butelce z pompką, której na szczęście nie musimy kupować dodatkowo (co ma miejsce np. przy podkładzie MAC, Studio Fix). Nie będę ukrywać, że wizualnie produkty tej marki mnie kupują, a gdyby NARS Natural Radiant Longwear Foundation był w matowej buteleczce, byłabym w estetycznym niebie! Ale skupmy się może na jego zawartości…
Formuła, krycie i aplikacja
Nie zaskoczę Was pewnie pisząc, że formuła tego podkładu jest bardzo standardowa. Jest odpowiednio gęsty, nie spływa z dłoni i dobrze przylega do skóry. Uważam, że dzięki temu podkład doskonale kryje już przy jednej warstwie! BARDZO rzadko spotykam się z podkładem, który satysfakcjonująco zakrywa moje naczynka już przy pierwszej warstwie. Zazwyczaj muszę dołożyć co nieco, w tych bardziej problematycznych miejscach, tutaj jestem zadowolona już na starcie. Właśnie dlatego ten podkład zrobił na mnie takie ogromne wrażenie! Nakładany gąbeczką wygląda bardzo, bardzo ładnie! Nie widzę żadnej ciężkości, wykonywaniu makijażu nie towarzyszy uczucie ściągnięcia, ani wysuszenia skóry – co może się zdarzać przy mocno kryjących podkładach. Formuła, krycia i wygoda aplikacji są na najwyższym poziomie!
Zobacz: Błędy w konturowaniu twarzy – Makeup Monday
Właściwości, wykończenie, trwałość
Według tego, co obiecuje nam producent NARS Natural Radiant Longwear Foundation ma rozświetlające wykończenie i tutaj już odnotowuję pierwszą wtopę. Wykończenie jest matowe, delikatny, baaaardzo delikatny połysk skóry zaraz po aplikacji, jest widoczny tylko w sztucznym świetle. Skóra jest przyjemnie zmatowiona, ale nie mamy tutaj płaskiego, ciężkiego efektu. Tak jak wspomniałam wcześniej, nie mogę przyczepić się do krycia. Zresztą same widzicie na poniższym zdjęciu, że zaraz po aplikacji skóra jest doskonale ujednolicona. Niestety podkład podobnie jak Too Faced, Peach Perfect lubi zebrać się w okolicach nosa i przy nawet delikatnych załamaniach skóry. Podkreśla zmarszczki, których nie mam – szczególnie w okół ust. Mam też wrażenie, że nie zastyga do końca i zawsze trzeba go przypudrować.
Z przykrością muszę stwierdzić, że podkład nie wytrzymuje na mojej mieszanej skórze 16h. Właściwie przy mniej intensywnym dniu, bardzo ładnie wygląda nawet 8h, ale nos wymaga przypudrowania już po 5-6h. Niestety, nie mogę pochwalić go za to, jak wygląda po 10-12h lub podczas dni, kiedy mam masę rzeczy do pozałatwiania, co możecie zobaczyć na ostatnim zdjęciu. Wygląda wtedy tragicznie i wymaga diametralnych poprawek. Podkład schodzi, ściera się, robi nieestetyczne plamy i warzy przede wszystkim na nosie. Muszę jednak przyznać, że jeżeli cerę przygotuję odpowiednio, tj. zastosuję nawilżającą bazę, utrwalę porządnym pudrem, np. Laura Mercier, Translucent, to zyskuje na trwałości.
Zobacz: Jak domyć pędzle po podkładzie?
NARS Natural Radiant Longwear Foundation – czy warto wydać na niego 209zł?
Jak zwykle będę z Wami szczera. Nie, moim zdaniem nie warto. Dlaczego? Już tłumaczę. To jest podkład, na który nie mogę liczyć. Muszę go sprawdzać, kontrolować, muszę się zastanawiać jak wygląda mój nos, moja broda i czy przypadkiem nie zebrał się brzydko w okolicy nosa. Za takie pieniądze oczekiwałam czegoś znacznie lepszego i choć uwielbiam jego kolor, to jak wygląda na skórze przez pierwsze 5h, to dłużej nie mogę go nosić. Musiałabym mieć przy sobie zawsze odrobinę tego podkładu, najlepiej z pudrem, bo z nosa, to on u mnie po prostu znika. Nie jest odporny na wydzielanie sebum, pot, ani łzy. To bardzo przeciętny podkład, który mogę stosować na krótkie wyjścia, ale na pewno nie użyłabym go na żadną ważną uroczystość. Uważam, że to pieniądze wyrzucone w błoto i choć dalej będę kombinować jak uzyskać z nim najlepszą trwałość, to trochę żałuję tego zakupu.
Koniecznie zajrzyjcie do recenzji innych podkładów, które pojawiły się już na blogu:
- Too Faced, Born This Way
- Podkład Chanel, Les Beiges Healthy Glow Foundation
- Podkłady mineralne Lily Lolo
Miałyście okazję używać tego podkładu?