anastasia-beverly-hills-modern-renaissance
Gdybym miała powiedzieć jaka paleta wywołała w sieci najwięcej zachwytów w ultra krótkim czasie, bez zastanowienia pomyślałabym o palecie Anastasia Beverly Hills Modern Renaissance. Od jej premiery minął już ponad rok, a ona wciąż wzbudza podziw i miłość wśród użytkowniczek. Chyba nikogo nie zdziwi, że i ja się w niej zakochałam od pierwszego wejrzenia? Wzdychałam do niej długo, bo przecież NIE potrzebuję nowej palety (co, nie oszukujmy się – nigdy nie jest prawdą) i trafiła do mnie dopiero w sierpniu tego roku. Co, jakby nie patrzeć, jest sukcesem, bo od razu nie rzuciłam się na nią kiedy tylko pojawiła się w sprzedaży. Oficjalnie możecie być ze mnie dumne.
anastasia-beverly-hills-modern-renaissance

Anastasia Beverly Hills Modern Renaissance

O co tyle szumu? To była chyba jedna z pierwszych palet, która łączyła tak piękne, ciepłe odcienie. Te kolory zawładnęły światem beauty od pierwszej chwili i właśnie stąd tyle zamieszania, tyle szumu! O kolory. Śmiesznie prawda? Kto by pomyślał parę lat temu, że kobiety będą wzdychać, bo marka umie w kolory. Muszę przyznać, że Anastasia Beverly Hills projektując paletę Modern Renaissance przeszła samą siebie. To kolorystyczna petarda dla fanek makijażu i miłośniczek ciepłych kolorów.
Nie dość, że paleta kolorystycznie tworzy bardzo atrakcyjną propozycję, to sama marka jest wyjątkowa. Każda kobieta interesująca się makijażem chciałaby choć raz dotknąć tych rarytasów. Nie zaprzeczajcie. Już ja wiem co Wam po głowach chodzi! Zresztą ze mną nie było inaczej. Nawet nie wyobrażacie sobie mojej radości, kiedy dotarł do mnie pierwszy produkt Anastasii, długo wyczekiwana ➥ pomada do brwi. Później poznałam z bliska paletę Self Made oraz Artist i żadna z nich nie zrobiła na mnie aż tak dużego wrażenia. Może to był jeden z powodów, dla których tak długo zwlekałam z zakupem kultowej Anastasia Beverly Hills Modern Renaissance.
anastasia-beverly-hills-modern-renaissance
anastasia-beverly-hills-modern-renaissance

Konsystencja, pigmentacja, osypywanie i jakość

Czternaście cieni zamknięte jest w kartonowym, bardzo solidnym opakowaniu. Mamy tutaj całkiem porządny pędzelek i lusterko, które w podróży jest bardzo przydatne. Wizualnie jest przepiękna, choć pokrycie opakowania zamszem (welurem?) nie było najlepszym pomysłem. Wszystko się go czepia i paletką w ciągu 5 minut jest brudna, ja swoją trzymam w kartonie, bo inaczej codziennie musiałabym ją czyścić. Poza tym małym mankamentem, nie mam nic do zarzucenia, jakość opakowania jest jak najbardziej w porządku.
 
Wszystkim fankom paletki Modern Renaissance muszę przyznać rację w co najmniej jednej kwestii. Te cienie są naprawdę masełkowate i bardzo przyjemne! W palecie znajduje się 10 matowych cieni, dwie satyny i dwa cienie perłowe. Moim zdaniem kompozycja kolorystyczna jest bardzo trafiona. Trochę szkoda, że ciemny brąz nie wpada mocniej w czerń, ale i tak jesteśmy w stanie za jej pomocą stworzyć mnóstwo makijaży. Pigmentacja jest na bardzo wysokim poziomie, a blendowanie, łączenie kolorów, wzmacnianie intensywności przebiega w większości przypadków bezproblemowo. Najbardziej problematyczny cień Love Letter, jest jednocześnie tym najpiękniejszym z całej palety. Niestety jest suchy, tworzy prześwity i naprawdę trzeba się nakombinować żeby osiągnąć satysfakcjonujący efekt. Nie zmienia to jednak faktu, że warto się z nich chwilę pomęczyć, bo to przepiękny kolor. Cienie trzymają się na odpowiednio przygotowanej powiece (baza + korektor) przez cały dzień bez szwanku. Na szczęście w ciągu dnia już się nie osypują, a kolory nie tracą intensywności.
Zamawiając Modern Renaissance wiedziałam mniej więcej, czego mogę się spodziewać. Czytając jednak tyle zachwytów, oglądając chyba każdy możliwy film z użyciem tej palety i słuchając mnóstwo ekscytujących recenzji. zaczęłam oczekiwać ideału. Niestety daleko jej do ideału. Jej największym minusem, podobnie jak w przypadku tych poprzednich palet, które miałam, jest osypywanie się ceni. Podczas aplikacji bardzo się pylą, więc środek palety też w oka mgnieniu robi się brudny. Kiedy aplikujemy je na oko, cienie znów się osypują. Muszę przyznać, że jak na paletę o takiej renomie, oczekiwałam czegoś… prawie doskonałego. Oczywiście nie wymagam, aby cienie kompletnie się nie sypały, bo nawet nie wiem czy to jest możliwe, miałam jednak nadzieję, że w przypadku wyniesionej na piedestał Modern Renaissance będzie inaczej.
anastasia-beverly-hills-modern-renaissance

Czy warto kupić paletę Modern Renaissance?

Jeżeli szukacie własnie takich kolorów, zależy Wam na dobrej pigmentacji i świetnej trwałości, to zdecydowanie tak. Apeluję jednak abyście polowały na promocje, zamawiały na sprawdzonych zagranicznych drogeriach online lub zamawiały ze strony producenta. Polecam też rozejrzeć się z zamiennikami kolorów tej palety chociażby w cieniach ➥ glamshadows albo ➥ Makeup Geek.
Produkty Anastasia Beverly Hills nie są łatwo dostępne. Kosmetyki tej marki można dostać w kilku drogeriach internetowych, a ich przebitka cenowa jest niesamowita. Paleta Anastasia Beverly Hills Modern Renaissance na stronie kosztuje 42$ czyli coś w granicach 150zł, a na naszych stronach kosztuje co najmniej 100zł więcej. Polecam polować na nią na przykład na Cult Beauty, tam nie ma tak wysokiej ceny, a przesyłka często jest darmowa. Ceny w Polsce są naprawdę bardzo zawyżone, a za te 250zł uważam, że nie warto jej kupować.
Jako osoba, która ma naprawdę duże doświadczenie jeżeli chodzi o cienie, moim zdaniem ta paleta jest po prostu bardzo dobra. Nie jest rewelacyjna, nie odwróciła mojego świata do góry nogami. Bardzo ją lubię, sięgam po nią dość często, ale jeżeli miałabym w tej chwili wydać 250zł na paletę, wolałabym dołożyć 20zł i zamówić ➥ The Jaclyn Hill Palette.
 
Jaka paleta cieni marzy Wam się najbardziej?