Nie będę ukrywać, że zazwyczaj używałam kosmetyków znanych marek takich jak Pantine, Nivea, Tomotei czy Palmolive. Są łatwo dostępne, mają duży wybór produktów dopasowanych do wielu rodzajów włosów czy skóry. Pachną równie ładnie, jak ładne mają opakowania – warto zauważyć, że cenowo też nie są zbytnio wymagające (przynajmniej większość). Jednakże po rozeznaniu się w składzie i działaniu różnych składników tych kosmetyków i że moje włosy zamiast się poprawiać to nic się w nich nie zmienia, doszłam do wniosku że muszę je zmienić.
Nie planowałam większych zakupów, ale znalazłam kosmetyki firmy Green Pharmacy. Poczytałam skład i zauważyłam napis, który mocno przyciągnął moją uwagę, możecie zobaczyć go na zdjęciu powyżej. Ponieważ akurat była promocja i za szampon zapłaciłam 6zł, a za odżywkę 7zł pomyślałam sobie, że sprawdzę ich działanie. Po powrocie do domu od razu wpisałam w Google nazwę firmy i poczytałam opinie użytkowniczek. Są podzielone, nawet bardzo, ale się nie zniechęciłam i postanowiłam dać im szansę. Póki co jestem zachwycona! Włosy są bardziej miękkie, błyszczą się nawet po 3 dniach od mycia i bardzo łatwo się rozczesują (już później, na sucho po kilku godzinach czy następnego dnia – z czym miałam problem bo włosy bez długiego czesania plątały się i musiałam je szarpać żeby je rozczesać). Pielęgnacja włosów stała się jednym z moich ulubionych elementów, więc mocno się wkręciłam!

Znalazłam też olejek łopianowy z czerwoną papryką, który ma stymulować porost włosów, też mam zamiar go kupić i wypróbować. Zastanawiam się jeszcze nad olejek musztardowym, jednakże doczytałam że może odbarwiać włosy więc postanowiłam kupić go dla mamy, która jest blondynką, więc może jej włosy dzięki niemu staną się bardziej złociste i lśniące, a niech i ona ma coś z moich olejkowych eksperymentów!
Poczytajcie też:
► Efekty trzy miesięcznej kuracji Pharmaceris
► Aktualizacja włosów luty 2016
► Odżywka Lush, American Cream