To nie jest pierwszy raz kiedy zakładam bloga. To nie jest pierwszy raz kiedy piszę coś na temat, na który poniżej napiszę. To nie jest nawet pierwszy raz kiedy rozpoczynam walkę. Mam jednak wielką nadzieję, że to będzie pierwszy raz kiedy się nie poddam, że to będzie pierwszy raz kiedy wygram. Od początku do końca.
               Może początkowo skrócę moją historię i tematykę jaką chcę poruszyć. Mianowicie, mam 23 lata i ważę bardzo, BARDZO dużo – o wiele za dużo. Przynajmniej tak jest teraz, bo tak naprawdę przez większość mojego życia wcale nie byłam bardzo gruba, owszem miałam zawsze parę kilo więcej niż moi rówieśnicy, ale patrząc na to z perspektywy czasu nie było tak źle. Miałam swoje krągłości, większe kształty, lecz patrząc wstecz widzę, że niepotrzebnie źle się czułam. Jednak cały czas czułam się gruba, brzydka, nielubiana – mimo iż wiele, bardzo wiele osób mówiło mi że jestem bardzo ładna, że mam fajny charakter i tych parę kilo naprawdę nie robi różnicy. Szczególnie w okresie kiedy schudłam 15kg. Ważyłam wtedy 77kg (w najlepszym okresie) i byłam prze szczęśliwa. Nosiłam ubrania jakie chciałam, nie zastanawiałam się czy tu mi jakiś wałeczek lub tam nie wystaje, bo czułam się świetnie, widziałam że faceci się za mną oglądają i że jestem atrakcyjna. I wtedy spoczęłam na laurach. Po kilku latach waga wzrosła o te 10,20 kg. Teraz nie wiem ile ważę, ale wiem że naprawdę jest źle. Przyszedł po prostu taki moment, w którym MUSZĘ powiedzieć stop, bo moje zdrowie zacznie niedługo szwankować. Moment, w którym ja sama już nawet nie ze względu na zdrowie czuję się naprawdę źle, najchętniej nie wychodziłabym z domu żeby nie pokazywać się ludziom. Moment, w którym sama już sobie nie poradzę. Wizytę u dietetyczki już mam za sobą, wizytę na badaniach także. TERAZ mówię stop, wracam na tory odchudzania i jestem przekonana, że tym razem mi się uda, tym razem zawalczę do siebie do końca i nie cofnę się. Nie warto się poddawać, kiedy można osiągnąć naprawdę wiele/
               Próbowałam wiele razy, czasem z większym, czasem z mniejszym skutkiem. Ale myślę, że tym razem… Właściwie jestem przekonana, że tym razem się uda. Wiem, że to kiepski okres na branie się za siebie, bo Święta, sylwester itd. Jednak tyle lat już szukam wymówek, że teraz nawet Święta mi nie straszne i nie będę używać ich przeciwko sobie. Nawet jak coś pójdzie nie tak, zjem więcej lub nie to co powinnam to czemu mam się poddawać? Każdy ma swoje gorsze dni, słabości. Nie zwali mnie to z nóg, nie sprawi że się załamię. Nie tym razem.
     Nadszedł ten moment, kiedy po raz kolejny będę próbować. Bo przecież zawsze warto, prawda?